„Oto Indie! Kraj marzeń i
romantycznych wzruszeń, bajecznego bogactwa i niewiarygodnej nędzy,
wspaniałości i bladych promyków nadziei, pałaców i lepianek, karłów i gigantów,
kobr i słoni, kraj stu narodów i stu języków, tysiąca religii i dwóch milionów
bogów, jedyny kraj, który wszyscy pragną ujrzeć, a raz ujrzawszy, choćby tylko
przelotnie, nie zechcą oddać ujrzanego obrazu za wszystkie widoki świata razem
wzięte.”
O
Indiach w ostatnim czasie przeczytałam wszystko co mi wpadło w ręce… obejrzałam
wszystkie dostępne programy i filmy dokumentalne… myślałam więc, że jestem
gotowa na szok kulturowy…myślałam, że nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć…
Chyba w żadnym innym kraju na świecie nie
odczujemy tylu kontrastowych miejsc i sytuacji… Jest tu wszystko… wielka bieda
i ogromne bogactwo…jedna z najlepszych kuchni na świecie i niedożywione dzieci…
monumentalne budowle i ogromne slumsy… dzieci bez rąk i nóg czy żebracy chętnie
pokazujący swoje rany turystom w celu wzbudzenia litości… ludzie załatwiający
swoje potrzeby fizjologiczne na ulicy czy na plaży… Tak, bez wątpienia Indie
nie są dla każdego… Podejmujemy jednak wyzwanie i z grupa naszych rodaków pod
koniec listopada lądujemy w jednym z najcieplejszych krajów na świecie… Jak
ktoś kiedyś napisał Indie można pokochać albo znienawidzić, ale z pewnością nie
można pozostać obojętnym. Sami musimy się o tym przekonać…
Zacznijmy jednak od początku…
Dzień 1 – niedziela – 22.11.2015 - Warszawa
/ Dubaj / Delhi
Zgodnie z wyznaczonym harmonogramem
meldujemy się na dwie godziny przed wylotem na lotnisku Chopina w Warszawie.
Wystarczająco dużo czasu, żeby się spokojnie odprawić i zjeść coś przed
podróżą. Po ostatnich zamachach w Paryżu, kontrola na lotnisku jest nad wyraz
drobiazgowa…
O 13:25 liniami Emirates
wylatujemy do Dubaju. Boeing 777 zabiera na pokład 350 osób… takim gigantem
lecimy po raz pierwszy. Linie Emirates mają ponoć najlepszą obsługę na świecie
o czym od pierwszych minut możemy się przekonać. Dziewczyny dwoją i się i troją
by dogodzić pasażerom. Nastawiam sobie jakąś indyjską muzyczkę na monitorze,
małżonek znalazł jakiś kanał sportowy… Przed nami ponad 5 godzin lotu.
Na powitanie pasażerów… gorące ręczniki do
odświeżenia…w okolicach Rumunii… gorący
posiłek… nad Turcją kawa, herbata i ciasteczko… nad Zatoką Perską… lody…
Samolot już w gotowości... |
O 22:40 lokalnego czasu lądujemy w Dubaju…
Przyjemnie ciepło… Teraz mamy 6 godzin przysłowiowej laby… Samolot do Delhi
odlatuje o 4:30 nad ranem. Nic to, będziemy spacerować po terminalu albo spać…
każdemu według potrzeb…Dostaliśmy Vouchery na darmowy posiłek na lotnisku, ale
po takiej wyżerce w samolocie, nie wiem czy cokolwiek jeszcze przełkniemy.
Lotnisko w Dubaju... |
Lotnisko w Dubaju... |
Dubaj... a za szybką... gigantyczna lotniskowa fontanna... |
Zmęczenie zaczyna dawać o sobie znać…
Poskręcani staramy się przekimać kilka godzin na ławce.
O czasie wyruszamy dalej… I znowu linie
Emirates nie zawiodły… Śniadanie wyborne…
Dzień 2 – poniedziałek – 23.11.2015 – Delhi
Nareszcie… Po trzech godzinach jazdy na
lotnisko w Warszawie, prawie 6-ciu godzinach lotu do Dubaju, czekaniu 6-cio
godzinnym na lotnisku, kolejnych trzech godzinach lotu do Indii… o godzinie 9:30 lokalnego
czasu wysiadamy w Delhi…
Temperatura na zewnątrz 20 stopni… liczyłam
na więcej, ale i tak miła to odmiana po zimnej Warszawie.
Teraz tylko formalności i będziemy mogli
cieszyć się urlopem. Mamy co prawda załatwione e-wizy, ale nie zwalnia nas to z
obowiązku stania w gigantycznej kolejce po pieczątkę i odbicie swoich paluchów... Teraz tylko odbiór bagażu
i możemy zacząć naszą przygodę. Na powitanie każdy z nas otrzymuje od lokalnego
przewoźnika wieniec z kwiatów…
New Delhi - lotnisko |
każdy musi odstać swoje... |
New Delhi - lotnisko |
New Delhi - lotnisko |
Kwaterujemy się w hotelu Tulip Inn. Po
późnym śniadaniu, szybkie odświeżenie i zmiana ubrania. O 13:00 zaczynamy zwiedzanie
Delhi. Oby tylko nam sił starczyło…
Ulice New Delhi... |
Niestety takie korki to norma... |
Podjeżdżamy pod Grobowiec Humajuna. Ta
okazała budowla to nasz numer jeden na liście dzisiejszego zwiedzania.
Grobowiec ten, zresztą zabytek UNESCO,
wzniesiono na polecenie perskiej księżniczki – żony cesarza w 1564 roku.
Jest to miejsce spoczynku Humajuna władcy Indii z dynastii Wielkich Mogołów.
Grobowiec wybudowano z czerwonego piaskowca i białego marmuru, reprezentuje on wczesny styl architektury
mongolskiej, łączy sztukę indyjską z perską, jest pierwowzorem słynnego Tajh
Mahal.
Grobowiec Humajuna |
Wokół mauzoleum znajdują się ogrody,
fontanna, strumyki, ale także grobowce późniejszych władców Indii. Mnóstwo
mieszkańców przychodzi tu wypocząć, a że żyje tu naprawdę masa ludzi nie ma
możliwości zrobienia zdjęć bez tłumów… Ruszamy dalej…
Przejeżdżając przez Delhi czy inne
indyjskie miasta i widząc ogrom biedy i wszechobecnych bezdomnych mieszkających
np. na chodniku nie sposób nie zastanowić się nad problemami fizjologicznymi
tubylców… Trudno bowiem od osób, które nie mają sypialni, kuchni czy salonu
oczekiwać, że będą miały ubikację… Dlatego załatwiają swoje potrzeby gdzie
popadnie, nie ważne że jest to akurat reprezentacyjna ulica miasta. Władze
wymyśliły sprytny sposób na tzw. „sikaczy”. Zaczęto malować na ścianach
postacie hinduistycznych bóstw... Któż bowiem ośmieliłby się obsikać bóstwo?
Jak zatem wygląda dbanie o higienę? Nie raz czy to o mieszkańcach krajów
Arabskich czy Indusach słyszałam jak określa się ich nazwą brudasy…A pewnie
niewiele osób wie, że dla nich to my… ludzie zachodu… jesteśmy brudasami i tak
nas zresztą określają. Klimat w Indiach zmusza do ciągłego mycia się, jeśli do
tego dodamy obrzędy religijne wymagające czystości rysuje się nam zupełnie inny
obraz. Myją się nie tylko bogaci, myje się również i biedota choć zazwyczaj
jest to mycie w przysłowiowej szklance wody. Po kąpieli zawsze wkładają czyste
ubranie. Trudno mi było na początku uwierzyć w tą obsesję ciągłego mycia się
mieszkańców Indii kiedy wkoło nas walały się sterty śmieci, a ludzie załatwiają
swoje potrzeby na ulicy jednak podróżując po kraju można zaobserwować jak nawet
przy wąskich kanałach czy rzeczkach setki osób zmywają z siebie cały kurz i
brud. Zwyczaj mycia przypłynął z Indii do Europy razem z Portugalczykami i nie
był to zwyczaj ochoczo przyjęty na naszych terenach... Kto ma wątpliwości niech
w upalny dzień przejedzie się naszą komunikacją publiczną…
Jedziemy Drogą Królewską (Rajpath). To
liczący 3,2 km długości bulwar, przy którym odbywają się obchody
najważniejszych świąt państwowych w Indiach. Na zachodnim krańcu znajduje się
Rashtrapati Bhawan czyli Dom Prezydencki. Ta największa rezydencja głowy państwa
na świecie jest oficjalna siedziba prezydenta Indii. Kiedy w 1911 roku
przeniesiono stolicę Indii z Kalkuty do Delhi postanowiono wybudować siedzibę
wicekróla. Potężny budynek miał być świadectwem panowania Imperium Brytyjskiego
nad Indiami. Od strony północnej i południowej siedziba prezydenta sąsiaduje z
rządowymi budynkami ministerialnymi. Z kolei na wschodnim krańcu Rajpath
wzniesiono słynną Bramę Indii (India Gate). Budowla ta przypomina Łuk
Triumfalny i jest poświęcona 90 tysiącom żołnierzy indyjskiej armii, którzy
zginęli w czasie I wojny światowej. Z kolei wieczny płomień upamiętniać ma
żołnierzy, którzy zginęli w wojnie indyjsko-pakistańskiej w 1971 r. W pobliżu
Drogi Królewskiej można dostrzec również okazały budynek Parlamentu (Samsad
Bhawan).
Delhi - Brama Indii |
O ile przy Parlamencie jak i Domu
Prezydenckim nie wolno wysiadać z autobusu, ba nawet nie wolno się zatrzymać,
tak pod Bramą Indii życie toczy się w najlepsze… To ponoć najlepsze miejsce na
popołudniowy rodzinny piknik.
Parlament indyjski |
Pod India Gate zaopatrujemy się w napoje,
bo choć dziennie dostajemy od lokalnego przewoźnika jeden litr wody na głowę
gratis, to i tak nie wystarczy na nawodnienie organizmu, mycie zębów czy
owoców… I o ile w krajach arabskich picie lokalnej wody może się dla nas
Europejczyków skończyć co najwyżej kilkudniową biegunką, tu w Indiach
konsekwencje mogą być dużo poważniejsze. No chyba, że ktoś chce
przywieźć sobie z wakacji pamiątkę w postaci ameby…
Przemierzając ulice Delhi, dyskutujemy o
religii i słynnych kastach indyjskich… Generalnie kasta stanowi podstawową
strukturę w społeczeństwie hinduistycznym, a co istotne - prawe życie i
wypełnianie obowiązku zwiększa szanse człowieka na odrodzenie w lepszej kaście.
Wyznawcy hinduizmu rodzą się w jednym z czterech stanów (waranów): braminów (kapłanów), kszatrijów (wojowników),
wajśjów (rolników i hodowców bydła), oraz śudrów (sług i niewolników). Obecnie
rozróżnia się około 3 tysięcy kast i podkast. Do najniższej z nich zaliczani są
„niedotykalni” zajmujący się pracami, którymi powszechnie się gardzi jak
palenie zwłok czy czyszczenie toalet. Mimo, że indyjska konstytucja z 1950 roku
zniosła kastowość wprowadzając formalne równouprawnienie to nadal w Indiach
zachowuje się istniejący przed uchwaleniem konstytucji podział.
Dla nas egzotyka, dla Indusów codzienność... |
New Delhi |
W Indiach Hinduizm wyznaje 80%
społeczeństwa Indii. Wierzą oni w istnienie trzech światów: materialnego
wszechświata, w którym żyjemy, świata astralnego gdzie żyją duchy i anioły oraz
duchownego świata bogów.
Według założeń filozofii hinduskiej sami
swoimi czynami mamy wpływ na swoje przeznaczenie. Czyli poprzez właściwe życie
tj dharmę człowiek może determinować swoją karmę czyli przyszłe życie. Hindusi
wierzą że życie ziemskie toczy się cyklicznie, rodzimy się ciągle na nowo – ten
proces nazywa się samsara. Jakość ponownych narodzin zależy od karmy w
poprzednich wcieleniach. Żyjąc godnie i cnotliwie ma się szansę narodzić w
wyższej kaście i w lepszych warunkach. Jednak gromadząc złą karmę można się
odrodzić w postaci zwierzęcia. Pamiętać należy, że tylko człowiek ma możliwość
ucieczki z kręgu reinkarnacji i uzyskać tzw. mokszę czyli wyzwolenie z cyklu
życia.
przez "wieczną" budowę metra, ruch w stolicy jest mocno utrudniony... |
Riksza... obok motorikszy najpopularniejszy środek transportu w całych Indiach... |
Hinduistycznych bóstw jest ponad 330
milionów, jednak wszystkie są wcieleniami Brahmana, którego opisuje się w
jednej z trzech głównych postaci tzw trimurti (trójca hinduistyczna): Brahmy,
Winszu i Śiwy. Wybór danego bóstwa na obiekt kultu zależy w głównej mierze od
przynależności kastowej czy tradycji lokalnej.
Brahma większość czasu spędza na medytacji,
pełni aktywną rolę podczas tworzenia wszechświata. Przedstawia się go zazwyczaj
z czterema głowami w koronach zwróconymi w cztery strony świata.
Wisznu chroni i podtrzymuje wszystko co
dobre na świecie. Zazwyczaj przedstawia się go z czterema ramionami,
trzymającego w dłoniach lotos, muszlę, dysk i maczugę.
Śiwa to niszczyciel, bez którego nie byłoby
możliwe tworzenie. Ponieważ przyjmuje ponad 1000 wcieleń jest przedstawiany w
najróżniejszy sposób Charakterystyczne dla tego bóstwa są długie włosy spięte w
kok, tzw trzecie oko na czole, węże oplatające szyje choć nie zawsze, w ręku
trzyma trójząb.
Inne czczone bóstwa to Ganesa –
przedstawiany z głową słonia jest bóstwem pomyślności i patronem skrybów.
Koniecznie muszę sobie taki posążek sprawić. Znana wszystkim Kriśna to
wcielenie Wisznu przedstawiany jako postać o niebieskiej skórze z fletem w
ręku, ma na celu przeciwstawiać się wszelakiemu złu. Saraswati bogini nauki
najpiękniejsza ze wszystkich bogiń. I chyba najciekawsze bóstwo – bogini Kali,
najgroźniejsza ze wszystkich. Przedstawia się ją z czerwonym językiem, ozdobioną
girlandami z ludzkich głów. Co ciekawe jeszcze na początku XIX wieku składano
Kali ofiary z ludzi…
Wjeżdżamy do Starego Delhi… Różnica
pomiędzy starą a nową częścią Delhi jest ogromna… Tu czas zatrzymał się w
miejscu…
Old Delhi... zupełnie inne Indie... |
Old Delhi czyli Śahdźahanabad to dawna
stolica Indii, znajduje się w odległości 5 km na północ od centrum New Delhi.
To drugie co do wielkości po Bombaju miasto Indii, wielki węzeł komunikacyjny,
centrum przemysłu i kultury, miasto uniwersyteckie, z licznymi teatrami,
galeriami, muzeami i zabytkami z czasów Wielkich Mogołów. To miasto z rozsypującym
się murem i trzema zachowanymi oryginalnymi bramami. Na budowę stolicy w tym
miejscu ówczesny cesarz poświęcił 10 lat.. Nad starymi uliczkami góruje
imponujący Czerwony Fort i największy meczet w Indiach – Wielki Meczet będące
spuścizną po wielkim władcy Szahdżahanie. W Old Delhi mieszkają głównie
muzułmanie, których życie toczy się wkoło pracy i modlitw w meczecie..
Old Delhi... |
Niestety nie uda nam się zwiedzić od środka
Czerwonego Fortu. Jest on mocno zniszczony, a część obiektu w ogóle zamknięta
jest dla zwiedzających. Fort ten
(Lal Qila) został zbudowany z
czerwonego piaskowca i stanowi kompleks budowli fortecznych, który w
2007 roku został wpisany na listę UNESCO.
Jest to również symbol uzyskania w 1947 roku niepodległości i tym samym
uwolnienia się spod panowania brytyjskiego. Widokiem fortu napawamy się z
oddali…
w oddali Czerwony Fort... |
Czerwony Fort... |
luzak... |
Podjeżdżamy pod Wielki Meczet Piątkowy –
Jama Masjid, kolejną znaną atrakcję turystyczną w Starym Delhi. Choć w zasadzie
okazało się, że to my stanowimy nie lada atrakcję dla tubylców… Już od samego
wejścia przyszło mi pozować do przeróżnych zdjęć… a to zdjęcie z dzieckiem, a
to cała rodzinka, a to indyjski jolero…
Dziwnie tak gdy role się odwracają… Jeszcze to czarujące wdzianko, które
każą ubierać wszystkim turystkom… z pewnością powabu nie dodaje.
Old Delhi - Wielki Meczet Piątkowy |
lekko nie ma...
Jama Masjid... |
Jama Masjid to
największa muzułmańska budowla sakralna w całych Indiach zbudowana w 1654 roku
przez mogolskiego władcę Szahdżahana z dynastii Wielkich Mogołów. Meczet może pomieścić 25 tysięcy wiernych…
Sporo… Budowla położona jest na wzgórzu w samym centrum Old Delhi. Za główny
budulec posłużył tu czerwony piaskowiec i biały marmur. Meczet posiada dwa
minarety, z których można podziwiać widok na całe Old Delhi. Według legendy
budowa Wielkiego Meczetu miała być swego rodzaju podziękowaniem za cudowne
uratowanie życia córce samego Szahdżahana. Dziewczyna poparzyła się dość mocno w
czerwonym Forcie gdy jej ubrania zapaliły się od pochodni.
i kolejne...
pierwsze... |
drugie... |
trzecie... |
i kolejne...
i jeszcze jedno...:-) |
Najważniejszym
zabytkiem w meczecie jest spisana na jeleniej skórze kopia Koranu, niestety nam
jako niewiernym nie została pokazana. Warto też dodać, że Wielki Meczet to
jedyny zabytek w Delhi, gdzie za zrobienie zdjęć trzeba osobno zapłacić – 300
RI i to za jedną sztukę sprzętu… Inne urządzenia jak choćby smartfony trzeba
zostawić w autobusie.
Słońce już dawno zaszło, a my dalej w
drodze… Podjeżdżamy pod Raj Ghat czyli miejsca gdzie dokonywano kremacji
wybitnych osobistości Indii. Najważniejszym z nich był ojciec narodu i twórca
indyjskiej państwowości - Mahatma Gandhi zamordowany w 1948 roku. Ciągną do
tego miejsca ludzie, aby w piątki pomodlić się przy marmurowej płycie i
płonącym wiecznym ogniu. Na cokole wypisano ostatnie słowa wielkiego przywódcy
„He Ram” (O Boże!). Miejsce to kiedyś było ghatem nad brzegiem rzeki Jamuny.
Ghaty to nic innego jak ciąg kamiennych schodów prowadzących w dół ku rzece…
Najsłynniejsze przecież ghaty znajdują się w Waranasi nad Gangesem, ale to nie
ta część Indii… Nieopodal znajduje się Muzeum Pamięci Gandhiego. Wraz z
zachodem słońca, temperatura dość mocno spadła, a zewsząd zleciały się komary.
Dlatego w ekspresowym tempie znaleźliśmy się w autobusie.
Raj Ghat... dokonywano tu kremacji ważnych osobistości Indii |
Miejsce kremacji Mahatmy Gandhi`ego |
Choć żołądek daje znać o swoim istnieniu,
przecież ostatni posiłek jedliśmy o 11:00, postanawiamy na zakończenie tak
bogatego w atrakcje turystyczne dnia, zwiedzić Złotą Świątynię Shikijską.
Akurat o tej porze dnia jest fantastycznie oświetlona. Buty należy zostawić w
przechowalni, a na głowę obowiązkowo założyć chustę, tak by zasłoniła całe
włosy. I co ciekawe wymóg ten dotyczy również mężczyzn…
Delhi - Złota Świątynia Shikijska |
Bangla Sahib Gurdwara to główna sikhijska
świątynia w Delhi. Religia ta jest przeciwna wojnom…. Nie chce dzielić ludzi na
muzułmanów, hinduistów, chrześcijan… Jednym słowem love & peace. Przez cały
dzień w świątyni rozbrzmiewają religijne pieśni, a trzy razy dziennie rozdawane
jest darmowe jedzenie. Przechodzimy przez ogromną „garkuchnię”… robi wrażenie…
Żeby zostać Sikhrem trzeba spełnić zasadę
„Pięciu K” czyli Kesz – nie obcinać włosów, Kangha – posiadać grzebień, Kara –
założyć sobie stalową obręcz na nadgarstku, Kirpan – posiadać krótki miecz oraz
Kacz – czyli nosić odpowiednie spodnie. Marcinowi niestety zaczyna się już z
racji wieku czupryna przerzedzać, więc o karierze Sikhra raczej może zapomnieć…
Wracamy do hotelu… Teraz już tylko kolacja
i odpoczynek…
Niestety… obok w hotelu trwa w najlepsze
wesele… a że z natury jesteśmy ciekawscy, to postanowiliśmy zajrzeć...
sala gotowa... gości brak... |
Wystrzały trwają do późnych godzin nocnych…
Dzień 3 - wtorek – 24.11.2015 – Jaipur
Pobudka 6:00, śniadanie 6:30, wyjazd godzinę
później…
Do przejechania 260 km…
Cel… Jaipur.
Jeżeli będziemy mieli szczęście powinniśmy dojechać
za 6 godzin… Większość dróg w Indiach jest w nie najlepszym stanie, a do tego są
mocno zatłoczone…
Delhi opuszczamy wczesnym rankiem... |
jedni idą do szkoły... |
inni czekają na autobus, który zawiezie ich do pracy... |
policja też już wstała... |
słynny Ambassador... |
niestety nie udało się nam uniknąć stania w korku... żadna latarnia nie trzyma tu pionu... |
wjazd na autostradę... |
naturalna przeszkoda na drodze... |
Generalnie na indyjskich drogach obowiązuje
zasada – większy ma pierwszeństwo. Przejścia dla pieszych owszem są, ale i tak
na zielonym świetle większość kierowców po prostu nie zwalnia. Samochody
pozbawione są bocznych lusterek dzięki czemu kierowca może płynnie poruszać się
pomiędzy innymi użytkownikami drogi. Ludzie, riksze, autobusy, rowery,
samochody, motory, wielbłądy, słonie, święte krowy… i to wszystko razem sunie
do przodu… niczym rzeka…
Ponoć prawo jazdy w Indiach zdobywa się w
dwa dni… i to za sprawą odpowiedniej kwoty… bo skoro ktoś poradził sobie z
uzbieraniem kasy to czemu nie miałby sobie poradzić za kółkiem?.
Dla nas największym fenomenem były
wszechobecne krowy…święte dodajmy… I o ile w Delhi krowy w obecnych czasach już
nie zobaczymy bo wszystkie zostały wywiezione na obrzeża, tak w drodze do
Jaipur było ich już mnóstwo. Krowa to symbol płodności i czułej opieki. Według
jednego z podań krowa i bramin zostali stworzeni przez Brahmę w tym samy dniu,
co powoduje, że są sobie równi. Zabicie krowy to jak zabicie bramina czyli
najcięższy grzech. Pomimo takiej ilości świętych istnień w miastach nie
potykamy się na każdym kroku o krowie łajno. Bez obaw nie znika ono samo z
siebie… aż takie święte nie jest. Za krową snuje się zazwyczaj dzieciak z kasty
ludzi zajmujących się zbieraniem i przetwarzaniem krowich odchodów, i zbiera
wszystko do wiaderka. Jest to świetny materiał budowlany… z krowiego łajna
układa się podłogi, wylepia dachy, służy również jako opał…
Ponoć każdy pobożny Hindus kiedy przechodzi
koło krowy powinien dotknąć zwierzęcia i rękę tą od razu przyłożyć sobie do
czoła. To takie oddanie czci a zarazem powitanie z krową… Ciekawe…
bez jednej ściany też można jak widać mieszkać... |
albo i tak... |
Zgodnie z obietnicą kierowcy, po 6
godzinach jazdy wjeżdżamy do Jaipur. Miasto to położone jest we wschodniej
części Radżastanu, na półpustynnych terenach otaczających pustynię Thar. Jego nazwa
pochodzi od imienia Jai Singha II - ówczesnego władcy. W XVIII wieku kiedy państwo Wielkich Mogołów przeżywało już kryzys, zdecydował on o
przeniesieniu stolicy z pobliskiego fortu Amber
do nowo wybudowanego miasta. Jaipur był pierwszym miastem w Indiach wybudowanym
zgodnie z zasadami zapisanymi w starym indyjskim traktacie o architekturze.
Miasto otoczone jest wysokimi murami, a
szerokie proste ulice dzielą je na na dziewięć części odzwierciedlających
podział wszechświata jak w indyjskim horoskopie… Miasto też nazywane jest dość
romantycznie ”różowym miastem” , z uwagi na kolor niektórych budynków w starej
części…
wbrew wszystkiemu... a jednak działa... |
herbatki? |
Jaipur... |
a trzeba było pomalować ścianę... |
Jaipur będziemy zwiedzać jutro, dzisiaj
udajemy się do świątyni w Galcie. Wcześniej jednak w „Zielonym Gołębiu” zamawiamy sobie wegetariańską pakorę. Pyszna
choć niesamowicie ostra… jak całe jedzenie w Indiach, nawet te serwowane w
hotelach…
smacznego:-) |
Późnym popołudniem dojeżdżamy do Galty. Ten
oddalony o około 10 km od Jaipuru kompleks świątynny jest całkowicie opanowany
przez małpy… i bynajmniej nie święte choć wielu uważa inaczej…Trzeba będzie
bardzo uważać, żeby przypadkiem nie pozbawiły nas jakiś rzeczy… Potrafią bardzo
zręcznie otwierać zamki w torebkach czy plecakach… Jest ich tu około 15
tysięcy…
po drodze mijamy kilka mniejszych światyń... |
Najważniejszym powodem utworzenia kompleksu
świątynnego w Galcie było święte i niewyczerpane źródło. Na drodze strumienia
utworzono siedem basenów służących do ablucji… Hindusi wierzą że zmywają w nich
swoje grzechy…
Zaraz przy głównym wejściu znajduje się
ogromny dziedziniec otoczony pierwszymi świątyniami. Pod drzewem zazwyczaj ktoś
siedzi i pilnuje butów, bo jak to na świątynie indyjską przystało zwiedza się
ją na boska. Obuwie lepiej zostawić u pilnującego lub ukryć gdzieś w plecaku o
ile to możliwe, gdyby ktoś jednak zdecydował się zostawić je przed samym
wejściem do świątyni to jest duża szansa że już ich nie odzyska… będą całkiem
fajną zabawką dla małp. Za kilka rupii kupujemy u handlarza orzeszki… Małpy się
o nie przysłowiowo zabijają…
W każdej świątyni stoi posąg jednego z
bóstw, którym Hindusi oddają cześć. Modły nadal się tu odbywają… Hołd oddaje
się głównie Ganesi – bogu z głową słonia, który symbolizuje płodność i
pomyślność, a także Hanumanowi – bóstwu o twarzy małpy symbolizującego
zwycięstwo czy Bogu Słońca.
W świątyniach i kaplicach żyją Bramini –
najwyżsi rangą obywatele Indii, którzy spotykają się z wiernymi i medytują
godzinami. Ponoć Galtę odwiedza co roku tysiące pielgrzymów chcących się obmyć
w świętych źródłach a nie stać ich na podróż nad świętą rzekę jaką jest w
Indiach Ganges.
Na szczycie wzgórza oraz jego zboczu
wybudowano kolejne świątynie. Warto wspiąć się na górę pomimo upału.
Na samej górze znajduje się najważniejsza
świątynia Galty – świątynia Boga Słońca. Otrzymujemy błogosławieństwo czyli
tilakę, która symbolizuje tzw. trzecie oko. Z pomarańczową kropką między brwiami podziwiamy z góry cały
Jaipur.
zabrała cały worek... |
Po kolacji, którą zjedliśmy w hotelu Lord
Plaza, razem z dwójką znajomych, wybraliśmy się do centrum Jaipur. Łapiemy
motorikszę i za 150 rupii podjeżdżamy do starej części miasta. Na ulicy przysłowiowy „hardcore”. Pomijam ruch
uliczny, ale już sam spacer po chodniku jest ekstremalny. Trzeba na każdym
kroku uważać by nie podeptać śpiących na ulicy osób, nie wdepnąć w ich odchody,
wymijać krowy albo co gorsza byki i uważać żeby nie spaść z wysokiego
krawężnika… Jest moc…
Pomimo tych nieudogodnień, do hotelu
wracamy na piechotę… niecałe 4 km drogi, a wrażenie niezapomniane…
Dzień 4 - środa – 25.11.2015 – Jaipur
Fort Amber |
Początki
miasta Amber sięgają około 1000 roku. Od około 1037 roku Amber pełniło rolę
stolicy radźputów. Budowa Fortu w obecnym kształcie
rozpoczęła się pod koniec XVI wieku na miejscu wcześniejszych murów obronnych, a jego
rozbudowa trwała około 150 lat, do momentu założenia Jaipuru
w 1727 roku przez Jai Singha II.
tylko słoni żal... |
Droga
dojazdowa prowadzi przez wąską przełęcz, a sam fort posiada naturalną obronę w
postaci wzgórz Arawali. Można tę drogę pokonać na piechotę (ok. 15 minut
stromego podejścia), samochodem lub na grzbiecie słonia... Fakt ostatnia
propozycja jest najbardziej kusząca i egzotyczna…jednak najbardziej brutalna…
Słoń to zwierzę dzikie, nigdy nie zostanie udomowione… żeby podporządkować je
człowiekowi musi zostać poddane strasznym torturom… Tylko przemoc i brutalność
człowieka mogą „złamać jego duszę”. Pamiętać należy, że tresowany słoń nigdy nie będzie szczęśliwy
w towarzystwie człowieka… Żeby taki słoń mógł wozić turystów okłada się go od
małego bambusową pałką i dźga do krwi ostro zakończonym hakiem w miejscach
najbardziej wrażliwych. Dlatego wystarczy później nawet zwykły kij, żeby nimi sterować. Słonie powinny zażywać kilka razy dziennie chłodzących
kąpieli i ukrywać się przed palącym słońcem pod drzewami… Nie sądzę, żeby w tym
rozgrzanym mieście ktoś interesował się ich potrzebami… Stoją w potwornym
skwarze… Inną kwestią jest wożenie na swoim grzbiecie roześmianych turystów…
Słoń azjatycki może bez uszczerbku na swoim zdrowiu udźwignąć maksymalnie do
100 kilo… Ogromne krzesło przymocowane do jego grzbietu też waży swoje… dodajmy
do tego teraz dwójkę dorosłych osób po około 60- 70 kg każdy… wniosek nasuwa
się sam… Jazda na słoniu to NIELUDZKIE OKRUCIEŃSTWO!!! Idziemy na piechotę…
Koniec i kropka(!). A poza tym idąc na piechotę możemy zrobić o wiele ciekawsze
zdjęcia…
Po
przekroczeniu Bramy Słońca naszym oczom pokazuje się zespół pałaców, pawilonów,
świątyń i ogrodów… Podchodzimy schodami
przez Bramę Lwa (Sing Pol) do Sali Audiencji Publicznych (Diwan-i-Am).
Naprzeciwko, za srebrnymi wrotami, znajduje się świątynia Śila Dewi z
przedstawioną boginią Kali… Przechodząc przez ogromnych rozmiarów Bramę Słonia
(Ganesh Pol) podchodzimy do prywatnych apartamentów królewskich zbudowanych w
stylu mongolskim. Tutaj też podziwiać możemy tzw Pałac Luster czyli budynek
pokryty barwnym szkłem i lustrzaną mozaiką. Wyobrażam sobie jak w blasku świec pałac
zamieniał się w połyskującą szkatułkę na biżuterię…
Nieopodal
znajduje się Sala Audiencji Prywatnych przyozdobiona płaskorzeźbami z alabastru
i szklanymi kwiatowymi motywami. Po drugiej stronie ogrodu wybudowano Pałac
Przyjemności (Sukh Mahal)… Hmm… wyobraźnia większości panów jest na najwyższych
obrotach…
Drogę
powrotną na parking pokonujemy wynajętym jeepem.
kto powiedział, że karton nie może być smaczny? |
czasami trzeba na ulicy wyminąć słonia... |
Po drodze do kolejnych atrakcji zatrzymujemy się pod letnią rezydencją maharadży –
Pałacem na Wodzie. Kiedy patrzy się na budowlę odnosi się wrażenie, że unosi
się ona pośrodku jeziora Man Sagar. Budynek jednak jest częściowo zatopiony i
stąd to wrażenie… Jezioro powstało pod koniec XVI wieku, ówczesny król
postanowił w tej naturalnej depresji gromadzić wodę na wypadek suszy. Wówczas
zatopiono ówczesny pałac. Dwa stulecia później pałac został odnowiony a
otaczające go jezioro powiększone przez panującego władcę Amer Jai Singha II.
Cały pałac ma pięć kondygnacji… cztery piętra znajdują się pod wodą…
Pałac na wodzie... a w zasadzie pod wodą... |
W
przydrożnych kramach kupujemy kokosy. Ponoć mleczko kokosowe dodaje energii i
wigoru.
warto zaopatrzyć się w świeże kokosy dodające energii... |
Pełni wigoru podjeżdżamy pod Pałac Miejski
– City Palace. Jest to kompleks ogrodów budynków pałacowych, dziedzińców
położony w starej części Jaipuru. Początki budowy Pałacu sięgają XVIII wieku i
aż do XX wieku był on systematyczne rozbudowywany.
Jaipur - Pałac Miejski |
Bez względu na to, z której strony
wejdziemy na teren Pałacu Miejskiego, na pierwszym dziedzińcu natrafimy na
Pałac Powitań (Mubarak Mahal), wzniesiony dla odwiedzających Radżastan dygnitarzy.
Dziś w Pałacu Powitań mieści się muzeum, w którym zgromadzono przepięknie
zdobione stroje z czasów panowania maharadżów.
W sąsiednim pałacu znajduje się zbrojownia
z bogatą kolekcja mieczy i sztyletów. Jednym z najciekawszych eksponatów
znajdującym się w Pałacu są ogromne srebrne kadzie na wodę. Ponoć pobożny
maharadża przewoził w nich wodę z Gangesu podczas swoich wizyt w Anglii…
Na następnym dziedzińcu znajduje się Sala
Audiencji Prywatnych, tu mury ozdobiono motywami słońca. Kierując swoje nogi na
zachód dojdziemy do Dziedzińca Pawi… Idąc dalej, przechodzimy przez Salę
Audiencji Publicznych, gdzie można podziwiać kolekcję fotografii, malowideł,
manuskryptów…
tylko w tym rejonie Indii można nabyć słynne radżastańskie lalki... |
Z Pałacu Miejskiego przechodzimy do Obserwatorium
Astronomicznego Jantar Mantar. Wzniesione ono zostało na początku XVIII wieku z
inicjatywy maharadży Jai Singha II, słynącego z zamiłowania do
astronomii. Wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa UNESCO nie bez
przyczyny. Jest to najlepiej zachowany kompleks wśród dawnych obserwatoriów
indyjskich, a na jego terenie znajduje się największy na świecie zegar
słoneczny i astrolabium czyli przyrząd służący kiedyś do nawigacji.
W
obserwatorium w Jaipurze pracowało około dwudziestu astronomów. Prowadzili oni
obserwacje nieba, uaktualniając tablice astronomiczne i przewidując zaćmienia,
pozwoliło to na ustalanie lokalnego czasu i kalendarza. Obserwatorium
zakończyło działalności ok. 1800 roku . Cześć instrumentów w części
zachodniej została zburzona pod budowę świątyni…
Na
początku XX wieku obserwatorium zostało gruntownie odnowione, przeprowadzono
całkowitą restaurację wszystkich instrumentów a te zniszczone – odbudowano.
Po odzyskaniu przez Indie niepodległości w 1947 roku, obserwatorium stało
się własnością Radżastanu i zostało objęte ochroną.
W
Jantar Mantar znajduje się 18 obiektów służących do ustalenia pozycji gwiazd,
określania dat zaćmienia słońca czy wysokości nad poziomem morza. Wiele z nich
działa do dziś… Taki na przykład Samrat jantra, największy zegar słoneczny na
świecie, który mierzy czas z dokładnością do 2 sekund… Sasthamsa jantra służący
do ustalenia zenitu słońca… Dhruva Darsaka jantra wskazujący Gwiazdę Polarną…
Nadiwalaja jantra służący do określenia równonocy… Jantra Radż instrument
służący do obserwacji planet oraz określania dat zaćmienia słońca… i wiele
innych…
W celu zaspokojenia pierwszych objawów głodu, kupujemy
od ulicznego sprzedawcy samosę. Bardzo
szybko znaleźliśmy kompana do wspólnego posiłku...
przekąski indyjskie smakują nie tylko nam... |
W
poszukiwaniu nowych wrażeń dalszą część drogi pokonujemy spacerkiem, poznając zakamarki
Jaipur. A przejście przez ulicę w centrum miasta nie należy do łatwych…
Pod
Pałac Wiatrów – budowlę, która jest wizytówką Jaipur podjeżdżamy rikszą
rowerową. Jestem pod ogromnym wrażeniem kierowcy, ponieważ trzeba włożyć sporo
siły żeby pociągnąć taki wózek obciążony turystami… Mijamy uliczki handlowe i
po 20 minutach jesteśmy na miejscu.
Pałac Wiatrów (Hawa
Mahal) wzniesiono w 1799 roku z inicjatywy maharadży Sawai Pratapa Singha. Ta
budowla z czerwonego piaskowca z monumentalną fasadą stanęła przy jednej z głównych ulic Jaipur,
aby umożliwić damom dworu obserwowanie życia codziennego miasta. W fasadzie
budowli znajduje się prawie tysiąc małych zabudowanych balkonów…. Właściwie
Pałac składa się tylko z przedniej ściany… Według niektórych podań maharadża
zadedykował pałac Krysznie dlatego fasada budynku przypomina kształtem koronę
bogini. W budynku mieści się Muzeum Archeologiczne z kolekcją rzeźb i wyrobów
lokalnego rzemiosła.
Pałac Wiatrów - Jaipur |
Zwiedzania
na dziś wystarczy… teraz czas zakupów… Wzdłuż głównej ulicy Jaipur znajduje się
mnóstwo sklepików, gdzie kupimy praktycznie wszystko… dla chętnych również
lokalny rum… a chętnych nie brakowało…
Późnym
wieczorem wracamy do hotelu…
Dzień 5 - czwartek – 26.11.2015 – Agra
Wstajemy o nieludzkiej porze… Jest 4:30…
ale tylko jazda tak wcześnie rano pozwoli nam na uniknięcie korków i w miarę
szybkie pokonanie 250 km do Agry.
Indie powoli budzą się do życia... |
gorący posiłek z rana wskazany... |
niektórzy już pracują... |
jak pech, to pech... |
stanie na środku drogi to też jakieś zajęcie... |
rodzinka w komplecie... |
... |
i wszystko jasne... |
Po dwóch godzinach w stronę Agry,
zatrzymujemy się na parkingu pod słynnym Fatehpur Sikri. Stąd droga prowadzi
jakieś półtora kilometra pod górę. Turyści, ale i miejscowi, dowożeni są na górę
busami.
Sikri pochodzi od słowa szukri – znana nam
forma arabska to szukran, czyli to swego rodzaju podziękowanie. Podziękowanie Akbara, jednego z
najpotężniejszych władców mongolskich dla sufickiego mędrca, który
przepowiedział mu rychłe pojawienie się potomka płci męskiej. W miejscu gdzie
mieszkał mędrzec Akbar zbudował okazałe miasto i choć zamieszkałe było ono
zaledwie przez 14 lat, władca doczekał się syna.
Wkoło dziedzińca znajdują się również Sala
Audiencji Publicznych (Diwan-i-Am), rezydencja sułtana tureckiego i Abdar
Khana, który służył jako magazyn. Dalsza droga prowadzi do prywatnych
apartamentów Akbara… Niedaleko znajduje się również pałac, a w nim tzw. Sala
Prywatnych Audiencji (Diwan-i-Khas), w której Akbar spotykał się z mędrcami z
całego świata i dyskutował o religii. Pośrodku tej sali znajduje się kamienny
tron cesarza zwany kokosowym tronem.
Kokosowy tron Akbara... |
W mieście znajdowały się liczne budowle
administracyjne, handlowe czy kulturalne, był i meczet. Ogromny Dźama Masdźid
czyli Meczet Piątkowy zbudowany na wzór meczetu w Mekkce. Do meczetu prowadzą
wysoki schody i brama zwana Buland Darwaza. Nad bramą umieszczono napis w
języku arabskim, sentencję z Koranu, która przetłumaczona oznacza: „Świat jest
mostem. Przejdź na drugą stronę lecz na nim nie buduj. Kto ma nadzieję na
godzinę, może mieć nadzieję na wieczność”. Zdejmujemy obuwie i zostawiamy u "pilnowacza"...
Fatehpur Sikri - Meczet Piątkowy |
Na dziedzińcu meczetu znajduje się
grobowiec Szejcha Salima Czisztiego, który tłumnie odwiedzają bezdzietne
kobiety licząc, że tak jak i kiedyś żonie Akbara tak i im będzie dane urodzić
potomka. Ponoć jak głosi legenda, ten kto zawiesi na drzwiach grobowca
wstążeczkę to osiągnie wieloletni dobrobyt… Niestety wstążki nie mieliśmy
żadnej przy sobie, ale dostaliśmy jakimś liściem po głowie, może
więc wystarczy…
Tuż przy wyjściu napada na nas hinduska rodzina i prosi o zdjęcie... zdążyliśmy się już przyzwyczaić... ale oni dodatkowo proszą, żeby dotknąć niemowlaka... jakby osoba o jaśniejszej karnacji miała jakąś moc... a co mi tam, jeśli tylko ma im to w czymś pomóc...
grobowiec Szejcha Salima Czisztiego... |
dzieciak teraz będzie rósł w zdrowiu i dobrobycie... |
Nie marnując czasu ruszamy dalej. Po
godzinie jazdy wjeżdżamy do Agry… W pierwszej kolejności zwiedzimy tutejszy
fort, a następnie słynny Taj Mahal.
Miasto Agra założone na przełomie V i VI
wieku położone jest na południowym brzegu rzeki Jamuny, w miejscu przecinania
się historycznych szlaków handlowych. Jeden z najwybitniejszych władców
dynastii Wielkich Mogołów – Akbar rozpoczął w 1565 roku budowę fortu w Akrze.
Tym samym Akra stała się najważniejszym miastem rosnącego w siłę imperium.
Zaczęto wznosić liczne budowle, pałace, meczety czy mauzolea. Agra stała się
ośrodkiem życia politycznego, gospodarczego, a także kulturalnego państwa. Była
to jedna z największych metropolii ówczesnego świata.
wjeżdżamy do Agry... |
Dzieło Akbara kontynuowali Dżahangir
i Szahdżahan. Po przeniesieniu w 1658 stolicy do Delhi Agra zaczęła tracić
znaczenie polityczne, pozostając jednak ważnym ośrodkiem kulturalnym i
gospodarczym. W 1803 Agra została zdobyta przez Brytyjczyków. Współcześnie miasto
jest znaczącym ośrodkiem przemysłu w szczególności obuwniczego, chemicznego czy
włókienniczego.
różne zastosowanie ma krowie łajno... |
mury Fortu w Agrze... |
Podjeżdżamy pod fort… Budowa fortu w Agrze,
wpisanego na listę zabytków UNESCO, rozpoczęła się w 1565 roku z inicjatywy Akbara, który przeniósł
stolicę państwa Mogołów do Agry. Fort leży na prawym brzegu
rzeki Jamuny, na północno-zachodnich krańcach ogrodów Szahdżahana
otaczających Taj Mahal.
Prace budowlane były kontynuowane przez następców Akbara, zwłaszcza Szahdżahana
w pierwszej połowie XVII w. Co ciekawe, po przejęciu władzy przez jego syna
w 1658 roku Szahdżahan został uwięziony w Czerwonym Forcie, gdzie w 1666 zmarł.
Droga
do Czerwonego Fortu prowadziła przez monumentalną bramę Amar Singh (zwaną
również Bramą Lahore). Za czasów Akbara służyła też jako miejsce kaźni -
zrzucano z niej skazanych na śmierć dostojników. Po stronie zachodniej znajduje
się drugie wejście – Brama Delhi. Po
prawej stronie od bramy Amar Singh znajduje się Jahangiri Mahal – pałac dam
dworu zbudowany w czasach Akbara. Przed pałacem znajduje się kamienny basen, w
którym według legendy, panie zażywały kąpieli w płatkach róż… Podziwiamy
znajdujący się nieopodal Ogród Winorośli ( Anguri Bagh) oraz Khas Mahal –
prywatny pałac Szahdżahana zbudowany z białego marmuru.
Rozglądamy
się wkoło… Po lewej stronie widać wieżę, w której Szahdżahan został uwięziony
przez syna. Nieopodal wznosi się Zwierciadlany Pałac (Sheesh Mahal), którego
ściany przyozdobiono drobnymi szkiełkami oraz Meczet Klejnotu (Mina Masjid).
Warto
odwiedzić również Salę Audiencji Prywatnych (Diwan-i-Khas) oraz Salę Audiencji
Publicznych (Diwan-i-Am), gdzie cesarz zasiadał na słynnym Pawim Tronie i
wysłuchiwał problemów poddanych.
Widok z Fortu na Taj Mahal... |
Po Czerwonym Forcie przyszła kolej
na najsłynniejszy i najważniejszy zabytek Indii – mauzoleum Taj Mahal.
Taj Mahal... prosto... |
Tan zaliczany do nowych cudów
świata, a także wpisany na listę UNESCO
grobowiec, został wzniesiony przez Szahdżahana nad brzegiem Jamuny, dla
upamiętnienia ukochanej żony Mumtaz Mahal. Zmarła ona w 1631 roku po trwającym
19 lat związku, przy porodzie 14 dziecka.
Według legendy przed śmiercią zobowiązała męża do spełnienia 3 obietnic:
nigdy się nie ożenić, zaopiekować się dziećmi oraz postawić na jej cześć
budynek, który będzie ją upamiętniał po śmierci… Budowa mauzoleum trwała 22
lata, co upamiętnia liczba kopułek wieńczących bramę wejściową. Pracowało przy
niej około 20 tys. robotników, dla których wzniesiono w pobliżu dzielnicę
mieszkalną. Legenda głosi, że Szahdżahan kazał obciąć palce u rąk głównemu
architektowi i jego pomocnikom by nie
stworzyli dzieła dorównującego mauzoleum…
wejście do Taj Mahal |
już prawie... |
jeszcze kilka kroków... |
najpierw jednak obowiązkowa kontrola...
Taj Mahal zbudowano z białego marmuru i
wysadzono kamieniami szlachetnymi. Po nich niestety pozostał wspomnień czar za
sprawą złodziei, którzy przy użyciu młotka wydłubali wszystko co cenne.
Mauzoleum otoczone wysokim ogrodzeniem,
jest dostępne tylko z jednej strony. Wejście prowadzi przez ogromną Bramę
Saraceńską, wykonaną z czerwonego piaskowca. Wyłożona marmurem droga prowadzi
przez rozległe, podzielone na 4 symetryczne części ogrody do oddalonego o 300 m
gmachu mauzoleum. Stojący na platformie grobowiec o wysokości 74 m, zwieńczony
jest ogromną kopułą centralną…
i oto jest... Taj Mahal - "nowy" cud świata... |
jak wszyscy to wszyscy... |
Budowlę otaczają cztery minarety pełniące
funkcje ozdobne a nie religijne. Każdy z nich jest lekko odchylony, aby w razie
trzęsienia ziemi nie uszkodziły najważniejszego budynku. Po zachodniej i
wschodniej stronie grobowca znajdują się dwie budowle, z których jedna to
meczet, a drugą postawiono dla zachowania symetrii – nie jest skierowana w
stronę Mekki więc nie wolno w niej odbywać obrzędów religijnych.
Do Tajh Mahal nie wolno wnosić wielu
rzeczy. Plecaki, statywy, torby, napoje, jedzenie, papierosy… to wszystko musi
pozostać za bramą. Kobiety mogą mieć niewielką torebkę, dokładnie sprawdzoną
przez ochronę, no i aparat fotograficzny.
Warto pamiętać, że prawdziwe groby
Szahadżahana i Mumtaz znajdują się w podziemiach. Turyści oglądają jedynie
symboliczne sarkofagi. Wejść do środka Taj Mahal można tylko po założeniu specjalnych worków na obuwie... mało fotogeniczne... cóż...
Przyznam szczerze, że Taj Mahal robi
ogromne wrażenie… ale tylko na zewnątrz. W środku to tylko grobowiec tyle, że w
ładniejszej formie… Przysiadamy na murku na wprost głównego budynku i przez
dłuższy czas obserwujemy z oddali ten cud świata… Trzeba zachować ten widok w
pamięci, nie wiadomo czy jeszcze kiedyś tu przyjedziemy, jest przecież tyle
ciekawych miejsc na świecie do zobaczenia…
Na wieczór kupiliśmy bilety na spektakl teatralny. To ma być opowieść w bollywoodzkim stylu o miłości maharadży do jego maharani, której zwieńczeniem jest wybudowanie Taj Mahal. Przebieramy się w coś bardziej wyjściowego i jedziemy do centrum Agry gdzie odbędzie się pokaz.
Tak
jak przypuszczaliśmy, jest kolorowo, tańcząco i śpiewająco. Ponieważ sztuka
jest w języku hindi dla turystów przygotowano tłumaczenie, wystarczy założyć
słuchawki. Dziękuję, nie skorzystam. Uważam, że cała przyjemność polega na
oglądaniu spektaklu w rodzimym języku, a fabuła jest tak prosta, że nie trzeba
tłumacza.
Agra - spektakl o miłości Szahadżahana i Mumtaz... |
Spektakl
trwa nieco ponad godzinę. Można skorzystać z możliwości sfotografowania swojej
facjaty z aktorami za 150 RI za zdjęcie, co też zrobiliśmy…
Po
późnej kolacji robimy rozeznanie terenu wokół hotelu. Musimy kupić jakieś
napoje na jutrzejszą podróż pociągiem. Małżonek wraca z lokalnym piwem… Wody
też kupiliśmy oczywiście… i ciastka…
Dzień 6 - piątek – 27.11.2015 – pociąg Agra
- Bombaj
Wyjeżdżamy
spod hotelu o 7:30. Za godzinę odjeżdża nasz pociąg do Bombaju. Przed nami 22
godziny jazdy… no chyba, że będzie opóźnienie… a zdarza się to bardzo często…
Dworzec kolejowy w Agrze |
tu też wzbudzamy ciekawość... |
Indie
mają największą na świecie sieć kolejową a tory ciągną się przez ponad 60
tysięcy kilometrów. Każdy skład ma wiele wagonów, a te z kolei mają kilka klas
do wyboru. Chcąc dobrze „poczuć” Indie koniecznie trzeba pojechać koleją…
na każdym wagonie wywiesza się listę pasażerów... |
Miejsca
w pociągu zostały przydzielone wcześniej przez pracownika kolei. Nasz wagon ma
numer B1, a miejsca 31 i 32 czyli boczne dolne i boczne górne. W naszej klasie
wymagana jest wcześniejsza rezerwacja miejsc, a od wyższej klasy różni się
jedynie ilością łóżek – osiem zamiast sześciu. Mamy za to klimatyzację i
miejsca sypialne z pościelą i kocem. Niezbyt czystymi to prawda, ale można
zabrać ze sobą cienki śpiwór. My akurat zabraliśmy z domu zszyte poszewki na kołdrę…
Nasza
grupa jest rozrzucona po trzech wagonach, a jest ich razem chyba ze
czterdzieści jak u Tuwima… W naszym wagonie jest mnóstwo tubylców, dzieki czemu ta podróż
będzie niesamowitym doświadczeniem. Obok nas rozlokowała się trzydziestoosobowa grupa
weselników razem z państwem młodym. Są Sikhrami, wyższa kasta…. Już po pół
godzinie od wyruszenia częstują nas weselnym jedzeniem i pokazują zdjęcia z
imprezy. Ja przy sobie mam tylko cukierki z Lidla, ale dobre i to w ramach
rewanżu...
Po
weselnikach, którzy wysiedli po 6 godzinach wspólnej podróży wsiadają nowe
twarze. Hindusi zaczynają na zmianę proponować atrakcje do zwiedzenia w Bombaju
i częstować nas lokalnymi przysmakami.
dobranoc... |
ulubiona lektura jednego z hinduskich pasażerów:-(
Generalnie
przez całą drogę przez pociąg przetacza się lawina ludzi, począwszy od
handlarzy, żebraków, obsługi pociągu, strażników z bronią, masy karaluchów i
innej maści robactwa…
Im
później… im ciemniej… ze wszystkich szczelin pociągu zaczynają wychodzić
karaluchy. Po kilku godzinach zaczynam się do nich przyzwyczajać, a wydawało
się to niemożliwe… Pomimo atrakcji udało nam się zasnąć…
Dzień 7 - sobota – 28.11.2015 Bombaj
Budzimy
się około 6:00. Zewsząd pojawiają się sprzedawcy herbaty. „Caj, caj, caj”
słychać dookoła… Pociąg jak można było się spodziewać ma 5 godzin opóźnienia…
Do
Bombaju dojeżdżamy o 11:40… po 27 godzinach spędzonych w pociągu… Wjeżdżamy na
słynny Terminal Wiktorii, ale zwiedzać go będziemy dopiero jutro, a poza tym
wysiadamy od jego drugiej strony – wcale nie reprezentacyjnej. Teraz każdy z
nas marzy o kąpieli i czystych ubraniach…
Dworzec kolejowy w Bombaju |
pociąg, którym podróżowaliśmy 27 godzin... |
Dworzec kolejowy w Bombaju |
Pod
dworcem zamiast autobusu czekają na nas taksówki, które dowożą nas do hotelu
Supreme.
wnętrze indyjskiej taksówki... |
O
13:40 wyruszamy zwiedzać Elephantę. Po drodze podziwiamy Bombaj, który robi na
nas ogromne wrażenie… Jest to bez wątpienia handlowa stolica Indii. Na siedmiu
bagnistych wysepkach, na których leży dzisiejszy Bombaj, początkowo zamieszkiwało
rybackie plemię Koli. Indyjska nazwa tego miasta pochodzi od miejscowej
hinduskiej bogini Mumba. W XVI wieku miasto przejęli Portugalczycy i zmienili
nazwę na ‘Bom Bahia” co oznacza „Dobra Zatoka”. Podczas kolonizacji,
Brytyjczycy zmienili ponownie nazwę miasta na Bombay. Pomimo oficjalnej zmiany
nazwy miasta w 1995 r. kojarzonej z kolonialną przeszłością, obecnie stosuje
się obie nazwy.
ulice Bombaju |
Bombaj to ogromny ośrodek finansowy.
Siedziby mają tu największe banki, giełda i liczne korporacje. Nie dziwi więc fakt,
że do miasta ściągają rzesze imigrantów z całej Azji Południowej, dlatego
mieszają się tu przeróżne kultury i religie.
Bombaj to także stolica kinematografii… w
wytwórniach Bollywood produkuje się rocznie najwięcej filmów na świecie… Musimy
koniecznie wybrać się do tutejszego kina…
W Bombaju nie ma tylu zabytków co w Delhi,
jednak wyjątkowy klimat tego miejsca, gwar na ulicach, totalny rozgardiasz
powodują, że nie mamy wątpliwości po co tu przyjechaliśmy…
Spod słynnych Wrót Indii, które są
wizytówką Bombaju, wyruszamy w krótki rejs po Morzu Arabskim. Wrota Indii to
miejsce, które jest tłumnie oblegane przez turystów, bowiem jest to jedna z
największych atrakcji centrum Bombaju. Ten słynny łuk triumfalny z żółtego
bazaltu wznosi się na 26 metrów. Wybudowano go w latach 1915-1924 aby
upamiętnić w ten sposób wizytę króla Anglii i jego małżonki. Obok Bramy
znajduje się najdroższy hotel w mieście – słynny Taj Mahal.
nadbrzeże Bombaju |
Wrota Indii |
Wrota Indii i słynny hotel Taj... |
Naprzeciwko łuku wznosi się posąg
Ćhhatrapati Śivadźi na koniu, bohatera którego nazwiskiem nazwano wiele budowli
na terenie miasta. Jest tu jednak tyle ludzi, że niewiele można zobaczyć…
Pod Wrotami Indii wsiadamy na statek... |
Rejs po Morzu Arabskim na Wyspę Słonia |
Wyspa Elephanta... |
Wsiadamy zatem na łódkę i po godzinnym
rejsie dopłynęliśmy na Wyspę Elephanta. Znajduje się tu zespół siedmiu wykutych
w skale świątyń. Nazwa wyspy pochodzi od znajdującej się tam niegdyś rzeźby
słonia. Warto dodać, że groty na wyspie zostały wpisane na Listę Światowego
Dziedzictwa UNESCO.
odpoczynek przede wszystkim... |
Główne wejście prowadzi nas do ogromnego
przedsionka podpartego kolumnami i przyozdobionego posągiem Trimurti czyli dla niewtajemniczonych
albo nieuważnie czytających (patrz dzień 2) jest to wyobrażenie trzech aspektów boga w formach Brahmy, Wisznu i Śiwy. Każda z postaci ma określoną rolę do
spełnienia w cyklu życia wszechświata: Brahma
go stwarza, Wisznu
utrzymuje, a Śiwa
unicestwia. Inne rzeźby przedstawiają sceny z legend hinduistycznych oraz inne aspekty działalności bóstw. Niestety
wiele z posągów jest uszkodzonych… To dzięki Portugalczykom, którzy w dawnych
czasach ćwiczyli na nich swoje umiejętności strzeleckie.
Wyspa jest całkowicie opanowana przez
małpy…i to takie nadpobudliwe… Wyrywają z rąk napoje i jedzenie… Drugą z kolei
co do ilości grupą na wyspie są handlarze… nakupiliśmy sporo orzeszków i
sezamków na drobne prezenty dla znajomych.
Małpy, małpy, wszędzie małpy... |
Wracamy ostatnią łodzią o 18:00. Słowo się
rzekło… Po kolacji idziemy do kina, a że innych chętnych nie było, to
wybraliśmy się sami. Wybraliśmy słynne Regal Cinema – najstarsze kino w
mieście. Na końcu słynnej ulicy handlowej Colaba Cay Way znajduje się budynek
kina. Bilet dla jednej osoby kosztuje 100 RI czyli ok. 6,30 zł. Przydzielono
nam miejsca na środku sali… czekamy… O 21:30 rozpoczyna się seans… Film
Tamasha… Gasną światła a tu… wszyscy wstają na baczność… Wstajemy więc i my… na
ekranie pojawia się flaga Indii, a z głośników rozbrzmiewać zaczyna hymn…
wszyscy śpiewają. Z trudem udaje mi się ukryć rozbawienie…
Bombaj nocą... |
Wrota Indii... |
Tak jako ciekawostkę dodam, że dewizą Indii
są słowa: Satjamewa dźajate – Tylko prawda zwycięży. Kolor szafranowy na fladze
oznacza odwagę, biały prawdę i pokój, zielony religijność. Górny pas szafranowy
oznacza hinduizm, dolny zielony islam a biel pomiędzy nimi pojednanie obu
religii. Pośrodku flagi widnieje granatowa buddyjska czakra koło prawa i
sprawiedliwości. Wróćmy jednak do Tamashy...
Nie
rozumiemy nic z tego co mówią, ale fabuła jest tak prosta, że nie trzeba znać
hindi, żeby się połapać o co chodzi… Podczas seansu Hindusi mocno reagują na
rozwój sytuacji w filmie. Krzyczą, gestykulują, klaszczą i gwiżdżą… Generalnie
dobrze było doświadczyć tego na własnej skórze…
Najstarsze kino w mieście... |
W drodze powrotnej do hotelu robimy zapasy
herbaty indyjskiej… W zimowe polskie wieczory, przy herbatce powspominamy sobie
czas tu spędzony…
Dzień 8 - niedziela – 29.11.2015 Bombaj
Wstajemy wcześnie rano z mocnym
postanowieniem zwiedzenia plaży miejskiej… słynnej Chapati Beach… Łapiemy
taksówkę i za 100 RI dojeżdżamy na plażę. To najbrudniejsza plaża jaką mieliśmy
okazję zobaczyć do tej pory… a Morze Arabskie ma piękny brunatny kolor… Jednak
poranny spacer wzdłuż morza jest miłą odmianą po pełnym pośpiechu tygodniu…
Wracając mijamy wioskę rybacką znajdującą się nieopodal plaży…
Bombaj - Chapati Beach |
Morze Arabskie... |
Zwiedzanie z grupą rozpoczynamy o 9:30. Dzisiejszy dzień ma być ponoć w wersji light… Zaczynamy od krótkiego przystanku pod Uniwersytetem Mumbaj. Budynek faktycznie jest piękny jednak bardziej zaciekawił nas rozgrywany naprzeciwko mecz krykieta… Krykiet to przecież narodowy sport indyjski…
Podjeżdżamy pod Terminal Wiktorii. Dworzec
kolejowy w Bombaju został wybudowany jako Victoria Terminus – na cześć Królowej
Wiktorii, w 1888 roku. Jest to obiekt wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa
UNESCO. Zaprojektował go angielski architekt w stylu będącym połączeniem neogotyku i architektury indyjskiej. W 1996 roku, w
związku z indyjską polityką zmian nazw geograficznych, stacji nadano nazwę Chhatrapati Shivaji na cześć lokalnego
bohatera. Wchodzimy również do środka, ale obowiązuje tu całkowity zakaz
robienia zdjęć. Zakaz ten jest szczególnie respektowany przez tutejszą policję,
można nawet pozbawić się sprzętu…
wnętrze dworca... niektórym się jak widać udaje:-) |
Spod
Terminalu Wiktorii jedziemy prosto do Meczetu Haji Aliego, który uchodzi za
jeden z ciekawszych zabytków miasta… Meczet ten znajduje się na malutkiej
wyspie połączonej z lądem długą prostą drogą. Budowla jest miejscem spoczynku
muzułmańskiego świętego Aliego.
Meczet Haji Aliego |
Meczet wybudowano w 1431 roku. Wejście do kompleksu
zdobione jest licznymi rzeźbami. Za nim znajduje się marmurowy dziedziniec, miejsce
głównych modlitw. Główna hala posiada kolumny zdobione kolorowymi lustrami.
Wchodząc do środka należy ściągnąć buty, a kobiety dodatkowo muszą okryć głowę.
Jak to w meczecie… Znowu okładają nas jakimś liściem po głowie na znak błogosławieństwa...
Bardzo
ciekawym punktem programu okazała się publiczna pralnia Dhobi Gat. Bombajczycy
nie mają pralek automatycznych, dlatego powstają takie miejsca. W tej ogromnej
pralni na świeżym powietrzu pracuje około 5 tysięcy ludzi, a pracę wykonują wyłącznie
mężczyźni…
Bombaj - pralnia publiczna |
Ponieważ
czasu mamy dzisiaj mnóstwo, postanawiamy wybrać się do świątyni Hare Krishna.
Akurat mamy szczęście ponieważ w
świątyni rozpoczęła się modlitwa i mogliśmy przez chwilę uczestniczyć w tym
przedstawieniu. Trochę nas to rozbawiło nie ukrywam…
Chwila oczekiwania... |
i jest... tłum szaleje... :-) |
Natchnieni wracamy do spraw przyziemnych i udajemy się na słynny targ Croford Market, gdzie oprócz przypraw możemy też zaopatrzyć się w owoce, warzywa, zwierzęta. Panuje tu typowy indyjski chaos…
Bombaj... |
Bombaj - niepodal Croford Market |
Croford Market... |
a kto powiedział, że nie można uciąć sobie drzemki na środku skrzyżowania... |
Oczywiście
nie moglibyśmy nic nie kupić. Przecież te orzechy i owoce wołały nas z daleka…
Krótki
postój zrobiliśmy przy katedrze św. Tomasza. To pierwszy anglikański kościół w
Bombaju, który powstał w XIX w.
królewskie krzesła... |
Kilka kroków dalej znajduje się słynna
Fontanna Flora, jakby nie było zabytek UNESCO. Fontanna Flora to nic innego jak rzeźbiona kamienna fontanna
znajdująca się w południowej części miasta. Została ona wybudowana w 1864 roku
przez indyjskie Towarzystwo Rolno-Ogrodnicze, ku czci gubernatora Bartle Frere. Architekt zainspirował się rzymską boginią kwiatów Florą.
Bombaj - Fontanna Flora |
Późnym popołudniem już bez gawiedzi,
wybraliśmy się z małżonkiem na zakupy. Chcemy wydać resztę rupii jaka nam
została, a że zostało sporo to liczę na udane łowy… Jednak zanim zajdzie słońce
chcemy jeszcze coś pozwiedzać. Skoro główne atrakcje Bombaju mamy zaliczone to
w poszukiwaniu nowych wrażeń podjeżdżamy taksówką do Oceanarium. Bilet dla
tubylców to koszt 200 RI czyli ok. 12 zł, ale za możliwość robienia zdjęć przez
turystów w środku, zażyczyli sobie 5000 RI (!) W głowach się poprzewracało… i
kiedy już zdecydowaliśmy, że wejdziemy do środka bez fotografowania to
zobaczyliśmy kolejkę do wejścia… Czasy PRL to mało powiedzenie… Można lepiej
spędzić resztę czasu jaka nam została niż stojąc w gigantycznej kolejce.
Przysiadamy na murku naprzeciwko Oceanarium i podziwiamy zachód słońca nad
Morzem Arabskim… Na tle budynków Bombaju zachodzące słońce wygląda
spektakularnie…
Bombaj - Oceanarium |
kolejka do wejścia... |
Zachód słońca nad Morzem Arabskim... |
Wracamy do hotelu około 20:00. Trzeba się
spakować… za cztery godziny wyjazd na lotnisko. W holu zaczepia nas jednak
nasza przewodniczka i zaprasza na pożegnalne piwo w centrum. A co tam… idziemy…
Zajmujemy miejsce w słynnej na cały Bombaj
kawiarni Caffe Leopold i zamawiamy lokalne piwo. W ścianach kawiarni wprawne
oko może dostrzec dziury… po kulach z karabinów AK. Pod koniec listopada w 2008
roku w serii zamachów terrorystycznych min. na hotele, dworzec kolejowy czy
właśnie kawiarnię zginęło mnóstwo osób… Siedzimy w Caffe Leopold dokładnie
siedem lat po tej tragedii…
Dzień 9 - poniedziałek – 30.11.2015 Bombaj / Dubaj / Warszawa
Wyjeżdżamy na lotnisko o 24:00. Nikt z nas
nie spodziewał się zobaczyć takiego lotniska w Indiach… Perełka
architektoniczna… Nowy terminal otwarto oficjalnie rok temu… Zachwyca
przepychem… Jego wnętrze ma przypominać kwiat lotosu…
Bombaj - lotnisko... |
Sama odprawa wygląda dość
dziwnie… Co zakręt to kontrola… Hindusi są nad wyraz drobiazgowi. Przeszukują
każdy bagaż po kilka razy i każą wyrzucać wszystko co niedozwolone. A jeśli
komuś się wydaje, że przemyci zapalniczkę to grubo się myli. Na dodatek
zostanie odnotowany w specjalnym rejestrze… Tu naprawdę nie da się nic
przemycić… Każdy też musi przejść kontrolę osobistą czyli jak mawiają niektórzy
darmowe „macanko”. Panie wchodzą do specjalnego pomieszczenia za kotarką… Trzeba
również bardzo uważać, żeby nie zgubić specjalnych zawieszek na bagaż podręczny
i zadbać by znalazły się na nich wymagane przez lokalnych pieczątki… Hindusi
lubią komplikować sobie życie, a może jest to swego rodzaju walka z
bezrobociem…
W końcu przechodzimy przez wszystkie kontrole i możemy buszować w
lotniskowych sklepikach… Równo o 4:30 wylatujemy liniami Emirates do
Dubaju. I tu niespodzianka… Nasz samolot to Airbus A-380 największy pasażerski
samolot świata. Tego się nie spodziewaliśmy przy tak krótkim locie. Przesuwamy
zegarki do tyłu i zgodnie z czasem Zjednoczonych Emiratów Arabskich w Dubaju
lądujemy o 6:00… tyle, że następny samolot wylatuje za 40 minut… Jak tu zdążyć?
I znów linie Emirates zasługują na najwyższe noty. Na lotnisku w Dubaju czeka
na nas stewardesa, która bocznym wejściem kieruje nas do odprawy. Inaczej nie
mielibyśmy szans zdążyć na czas. Podjeżdżamy kolejką (lotnisko w Dubaju ciągle
mnie zaskakuje) pod odpowiednią bramkę…
A-380 |
W samolocie cofamy ponownie zegarki. Różnica czasu dopiero teraz da nam się we znaki… Dzień wydłuża nam się
łącznie o 4,5 godziny.
O 10:45 lądujemy w Warszawie… Na zewnątrz
wietrznie i 4 stopnie Celsjusza…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz