piątek, 7 lutego 2020

PERU i BOLIWIA - Cuda Świata (29.11 - 09.12.2019)


„O Wirakoczo, Panie Wszechświata!
Męski czy żeński twój rodzaj,
Panem jesteś ognia,
Panem pokoleń.
Może na wysokościach przebywasz,
Może jesteś w głębinach,
Gdziekolwiek jest twój tron i berło,
Wysłuchaj mnie!”

Tak zaczyna się Hymn do Wirakoczy, Boga inkaskiego przejętego od ludu Ajamarów, ojca Słońca i Księżyca, stwórca świata i ludzkości.  Choć mocno zakorzeniony jest w Peru również kult solarnego boga Inti. Inkowie zbudowali potężne państwo, którego 12 milionów mieszkańców zajmowało około cztery tysiące kilometrów. Aż nieprawdopodobne, że kres tej społeczności przyniosła garstka Hiszpanów na czele której stał Francisco Pizzaro. I choć tradycyjna kultura została zniszczona przez najazd konkwistadorów w XVI wieku, to mimo wszystko prawie połowa mieszkańców Peru to Indianie czystej krwi.

Peru od dawna znajdowało się na mojej liście miejsc, które muszę odwiedzić. I nie tylko z uwagi na realizowany przeze mnie projekt 7 nowych cudów świata. Peru to kraj fenomenalny, tajemniczy, stworzony przez jedną z najznakomitszych kultur, która nie przestaje fascynować. Do tego wyborna kuchnia, muzyka, folklor… czego więcej zapalony podróżnik może chcieć…



DZIEŃ 1 - 29.11.2019 – WARSZAWA / PARYŻ / LIMA

Koniec listopada jest w tym roku wyjątkowo łaskawy jeżeli chodzi o temperaturę, nie odczujemy zatem drastycznie różnicy temperatur pomiędzy Polską a Peru. I tym razem wcale nie mam na myśli pobytu w tropikach, choć przez pierwsze dwa dni spodziewamy się około 30 stopni Celsjusza. Jednak z każdym dniem, wraz z nabieraniem wysokości, będzie coraz zimniej.
Na lotnisko do Warszawy wyruszamy już w czwartek wieczorem. Jakieś drastyczne korki są ponoć na drogach czy zwężenia, lepiej więc nie ryzykować i stawić się w odpowiednim czasie do odprawy. Wylot liniami AIR FRANCE  najpierw do Paryża o godzinie 6.35 Tam przesiadka i o 13:00 wylatujemy do Limy. Łącznie 15 godzin w powietrzu, do tego czas oczekiwania na obu lotniskach, dojazd do Warszawy. To daje ponad 24 godziny w podróży. Mój osobisty w sumie rekord, zaraz za Meksykiem.

Na lotnisko docieramy znacznie wcześniej niż zakładaliśmy. Niestety akurat tego dnia służby lotniskowe zorganizowały sobie ćwiczenia, więc znaczna część lotniska została wyłączona z użytkowania. Tłoczymy się zatem wraz z resztą podróżnych w niewielkiej hali odlotów.







:-)

W końcu o 4.30 możemy zacząć odprawę, a później bez pośpiechu pobuszować w sklepach wolnocłowych. Samolot jest niestety opóźniony i przyszło nam czekać 40 minut dłużej choć do Paryża dolecieliśmy w sumie o czasie. Pilot sprawnie nadrobił zgubione minuty.

Na następny lot musimy poczekać. Dla rozprostowania kości chodzimy zatem po lotniskowych butikach. W końcu zaopatrzeni w napoje wsiadamy do samolotu, który zabierze nas wprost do peruwiańskiej stolicy. Co prawda ze względów technicznych przewoźnik podstawił nową maszynę, co też skutkuje godzinnym opóźnieniem.

Lotnisko w Paryżu








Po 13 godzinach wysiadamy w Limie.  Temperatura jak na noc całkiem przyjemna bo 16 stopni. Odbieramy bagaże i w niecałą godzinę dojeżdżamy do hotelu w dzielnicy Miraflores.




Lotnisko w Limie



Lima Miraflores
Co prawda zegarek pokazuje 24.00, rozsądnie byłoby się wyspać po tak wyczerpującym locie, ale nogi same wyrywają nad Pacyfik. Na zakończenie dnia robimy obchód pobliskich terenów. 



DZIEŃ 2 - 30.11.2019 r. - PARACAS / OAZA HUACACHINA / NAZCA

Po śniadaniu przejeżdżamy słynną autostradą Panaamericana w kierunku Nazca. Wyruszamy w sumie dość późno bo o 7.00. W następnych dniach przewodnik już tak łaskawy nie będzie. Tu słońce wschodzi o 6.00 A zachodzi o 18.00 więc jest stosunkowo mało czasu na zwiedzanie za dnia.

w drodze...
















Po drodze zatrzymujemy się w małej turystycznej miejscowości Paracas, gdzie znajduje się Rezerwat Narodowy. To właśnie z Paracas najłatwiej się dostać na tak zwane „Galapagos dla ubogich” czyli na Wyspy Ballestas. Sam rezerwat powstał w 1975 roku z inicjatywy rządu peruwiańskiego jako ochrona wszystkich stacjonujących tu ptaków i zwierząt morskich, których jest tu naprawdę sporo. Możemy natrafić na uchatki, wydry, żółwie, delfiny i ponad 200 gatunków ptaków.


Paracas





Zwiedzanie zaczynamy od rejsu motorówką w kierunku Islas Ballestas. Zakładamy kamizelki ratunkowe i po 30 minutach naszym oczom ukazuje się słynny El Candelabro czyli ogromnego geoglif, który swoim kształtem przypomina kaktusa lub kandelabr tj. rozłożysty świecznik. W zasadzie nie do końca wiadomo co ów geoglif dokładnie przedstawia ani kto i kiedy go wykonał. Pewne jest za to, że mierzy ok 150 metrów wysokości  i tyle samo szerokości, czyli całkiem sporo. Przypuszcza się ze mógł on pełnić rolę nawigacyjną dla żeglarzy, ponieważ widoczny jest z morza.




El Candelabro

Ruszamy dalej i po krótkiej chwili naszym oczom ukazują się wylegujące się na skałach uchatki oraz pingwiny Hubota, a nad nami aż roi się od przeróżnych ptaków. Wyspy  Ballestas stanowią jedną z największych atrakcji południowego Peru, choć nie można na nich postawić nogi, ale także raj dla ptaków dzięki obfitującym w ryby okolicznym wodom.

Rejs na Wyspy Ballestas



Pingwiny Humboldta

Lwy morskie


















Paracas



Kontynuując naszą dalszą podróż w kierunku Nazca zatrzymujemy się w Oazie Huacachina. Warto wspomnieć, że przez ponad 1000 km wzdłuż zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej  ciągnie się słynna pustynia Atacama. I to właśnie na obrzeżach tej pustyni, niedaleko miasta Ica, znajduje się oaza Huacachina. Zamieszkują ją raptem 200 osób co przy napływającej ilości turystów wydaje się być garstką…


w drodze

Oaza Huacachina







Oaza powstała wokół naturalnego jeziora, którego wody miały według Peruwiańczyków moc uzdrawiania. Wydmy Huacachina to taka namiastka Sahary. Za cel obieramy sobie wdrapanie się na jedną z wydm. Przy takim upale piasek niemiłosiernie parzy więc zadanie nie jest wcale takie łatwe.







Pod wieczór dojeżdżamy do Nazca. Tajemnicze linie i figury wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, z jakich słynie to miasto będziemy oglądać jutro podczas lotu awionetką, dzisiaj podjeżdżamy na wieżę widokową Mirador skąd możemy obserwować figurę drzewa, ręki i jaszczurki. Ta ostatnia ma ponad 180 metrów długości, a jej ogon jest przecięty szosą. 

w drodze

















Nazca - wieża Mirador

Panaamericana o zachodzie słońca

Geoglif z Nazca

W samym mieście nie ma zbyt wielu atrakcji… w 1996 roku potężne trzęsienie ziemi zrównało je z ziemią. Mimo wszystko idziemy zrobić rekonesans.


DZIEŃ 3 - 01.12.2019 r. - NAZCA / AREQUIPA

Zaraz po śniadaniu wyruszamy na niewielkie lotnisko, gdzie awionetką wzbijemy się w przestworza, by z lotu ptaka zobaczyć wyjątkowe rysunki, z których słynie to miejsce. Rysunki przedstawiające figury geometryczne i rośliny są ponoć dziełem kultury Nazca i powstały mniej więcej pomiędzy 300 p.n.e a 900 n.e. Piszę ponoć, bowiem wiedza na temat ich twórców jest bardzo niewielka i w sumie nie wiadomo w jakim celu powstały. Pochodzi ona głównie z badań archeologicznych przedmiotów jakie znaleziono w okolicy.

w drodze...



Lotnisko w Nazca

Plan lotu






Geoglify przetrwały do czasów obecnych dzięki warunkom klimatycznym, ponieważ w tym rejonie praktycznie nigdy nie występują opady. To czyni Nazca jednym z najsuchszych miejsc na ziemi – deszcz zdarza się tu mniej więcej co dwa lata i pada przez około pół godziny.

Główny kompleks rysunków znajduje się na powierzchni 145 km2, choć w dalszym ciągu odkrywa się nowe rysunki, których jest już obecnie ponad tysiąc. Więc obszar na którym znajdują się rysunki ma łącznie ponad 500 km2. Rysunki mają przeróżne kształty od prostych linii bo bardziej wymyślne rysunki kondora, psa, ryby czy pająka. Oczywiście miejsce to sprzyja powstawaniu przeróżnych teorii jak na przykład uznanie płaskowyżu za miejsce lądowania statków kosmicznych, a same rysunki za sportretowanie mieszkańców ziemi przez obcą cywilizację.

Astronauta












Nasz pilot bardzo się stara by z różnych kątów pokazać nam rysunki, aż żołądek czasem podchodzi do gardła. Dobrze, że zapobiegawczo zjedliśmy niewielkie śniadanie.

Następnie przejeżdżamy do Arequipy, drugiego co do wielkości miasta w Peru, a położonego na wysokości 2335 m. n.p.m. Do pokonania mamy 500 kilometrów..  to będzie ciężki dzień, bo praktycznie cały czas w busie.

Po drodze robimy oczywiście krótkie postoje na rozprostowanie kości. Choć na trasie takich miejsc, gdzie można się zatrzymać na toaletę czy jedzenie jest niewiele.

w drodze...











Podroż umilają nam widoki za oknem. Trasa praktycznie cały czas biegnie wzdłuż Pacyfiku. Panaamericana... nie dość że najdłuższa to chyba najpiękniejsza autostrada na świecie.











Po drodze robimy jeszcze jeden przystanek, mianowicie odwiedzamy kościółek indiański. Peru jest dziś prawie tak samo katolickie jak Polska, jednak nadal liczne tradycje wywodzące się z ich kultury przetrwały do dziś.

Kościółek indiański






O 22.00 w końcu docieramy na miejsce. Arequipa... jesteśmy prawie na wysokości naszych Rysów, co ma też dobre strony, bo mamy możliwość aklimatyzacji przed wyruszeniem w jeszcze wyżej położone tereny.

Miasto nazywane jest białym miastem, z uwagi na kolor materiału skalnego z którego zbudowano domy, ale także mówi się o nim kraina wiecznej wiosny ponieważ przez cały rok temperatura za dnia wynosi około 22 stopni. Oczywiście Arequipa została wpisana na Listę UNESCO, ale z uwagi na zmęczenie jakie nas zaczyna dopadać, w końcu przejechaliśmy dzisiaj 500 km, zwiedzanie miasta zostawimy na jutro. Zresztą patrząc na okratowanie hotelu, nocne spacerki nam nie w głowie.

DZIEŃ 4 – 02.12.2020 r. - AREQUIPA / CHIVAY

Po śniadaniu wybieramy się na zwiedzanie Arequipy. Okazuje się, że miasto to znajduje się na liście miast o najwyższym na świecie promieniowaniu UV, a to z uwagi na duże nasłonecznienie terenu i jego położenie.

Zanim zaczniemy zwiedzanie pijemy obowiązkowo herbatę z liśćmi koki, a następnie zaczynamy rzuć same listki. Ma nam to pomoc dostosować się do wysokości na jakiej będziemy dziś przebywać.










Praktycznie cała kolonialna zabudowa Arequipy powstała ze skały wulkanicznej i choć nazywa się je białym miastem to tak po prawdzie ma ono zabarwienie różowo-perłowe. Według legendy, władca Inków słynny Mayta Capac, podczas jednej ze swoich podróży tak był zachwycony miejscem w którym obecnie znajduje się miasto że wykrzyczał słowa, które w języku keczua brzmiały: ari quipay tj. tak, zatrzymajcie.

Centralny miejscem w mieście jest plac Plaza de Armas otoczony parkiem. I myślę że niejeden z uczestników naszej wycieczki wypowiedział pod nosem ari quipay właśnie. Zycie na tym pięknym placu kwitnie od rana do wieczora. Przechodzimy do Katedry, mijając kolonialne rezydencje. La Catedral imponuje swoimi rozmiarami. To jedyna taka budowla w Peru, której korpus zajmuje całą północną ścianę rynku. Świątynia powstała w XVII wieku, a prawie dwieście lat później została zniszczona raz w wyniku pożaru, drugi podczas trzęsienia ziemi. Budowlę odbudowano z należytym pietyzmem.











Ulicą obok Katedry wędrujemy dalej wzdłuż kolonialnych rezydencji. Przechodzimy obok Casa Tristan del Pozo, która niegdyś była seminarium, a dzisiaj mieści się w niej bank oraz galeria malarstwa. Dalej mijamy Casona Iriberry z barokowym portalem, w której mieści się centrum kulturalne. Z kolei Casa Moral czyli Dom Morowy to chyba najbardziej znany kolonialny budynek w mieście. Jego cechą charakterystyczną jest ozdobny portal, na którym puma pożera węża.

Wracając w kierunku Plaza de Armas dochodzimy do kościoła jezuickiego La Compania. Obecny budynek jest tak naprawdę rekonstrukcją kościoła który powstał w 1573 roku, a którego zniszczyło potężne trzęsienie ziemi.





Jednak największą atrakcją Arequipy jest wybudowany w 1579 roku Klasztor św. Katarzyny – Monasterio de S. Catalina. Ten olbrzymi kompleks otoczony wysokim murem, dostarczyć może wrażeń na minimum kilka godzin zwiedzania. Tyle czasu nie mamy, ale ten który nam został wykorzystujemy do ostatniej sekundy. Klasztor zajmuje tak dużą powierzchnię, że nie bez powodu jest nazywany miastem w mieście. Pewnie nie bez znaczenia dla tego określenia jest fakt, że mieszczą się tu place, ulice i całe kompleksy zabudowań. Zaraz za kasą znajduje się sala rozmów, a zaraz za nią Dziedziniec Nowicjuszek, w którym całkowicie odcięte od świata spędzały swoje pierwsze 4 lata w klasztorze. Następny dziedziniec o wdzięcznej nazwie Dziedziniec Pomarańczy, swoją nazwę zawdzięcza jak nietrudno się domyślić, od drzew pomarańczowych znajdujących się na placu. Kolejne zabudowania służyły jako sypialnie zakonnic, jako kuchnia czy pomieszczenia.

Klasztor św. Katarzyny







Zanim wyruszymy dalej, zaopatrujemy się w wyroby z alpaki. Będą świetnym prezentem dla rodziny.

Opuszczamy to piękne miasto i udajemy się w trasę do Doliny Colca licząc na piękne widoki na ośnieżone szczyty Andów i wulkany, typowe indiańskie wioski i pasące się stada alpak i lam.

Zatrzymujemy się w rezerwacie  na wysokości 4000 mnpm

Podczas przejazdu pokonujemy Przełęcz Wiatrów położoną na wysokości 4950 m.n.p.m. Niektórym z nas zaczyna doskwierać choroba wysokościowa, za krótki czas na aklimatyzację mieliśmy. Ale od czego są niezawodne liście koki dostępne na każdym rogu ulicy. Ich przeżuwanie zmniejsza objawy choroby wysokościowej, co też ochoczo robimy. Mimo że w smaku jest takie sobie. Zresztą zatrzymujemy się po drodze przed samą przełączą przy knajpce, gdzie turystom podaje się mate de coca w celu złagodzenia objawów choroby wysokościowej.





Dolina rzeki Colca leży pomiędzy szczytami wulkanicznymi, zajmując obszar około 8000 hektarów malowniczych preinkaskich terenów uprawnych. Swoją drogą najstarszych na świecie.

Bramą Kanionu Colca, do którego udamy się jutro z samego rana, jest miejscowość Chivay. Docieramy tu pod wieczór. W języku keczua nazwa miasta oznacza miłość, zatem wjeżdżamy do miasta miłości.
Robię szybki obchód okolicy, choroba wysokościowa daje się we znaki, postanawiamy dzisiaj pójść wcześniej spać.






DZIEŃ 5 – 03.12.2020 r. - CHIVAY (KANION COLCA) / PUNO

„W wysokich Andach kondor jajo zniósł, wielkie jajo zniósł, a potem zdechł, a to pech…” Ręka w górę kto nie słyszał tej piosenki w latach 90-tych. Istny przebój raczkującego internetu. Swoją drogą słowa piosenki ułożono pod najbardziej znany na świecie utwór kojarzony właśnie z Peru czyli „El condor pasa”, a który został uznany za część dziedzictwa kulturalnego tego kraju. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ w Kanionie Colca, do którego właśnie zmierzamy możemy właśnie podziwiać słynne andyjskie kondory.
















Kanion Colca jest uważany za najgłębszy kanion na Ziemi. Pierwszymi eksploratorami tego miejsca byli Polacy, którzy w 1981 roku przepłynęli go kajakami. A jako, że poruszali się po tym terenie jako pierwsi, mieli prawo nadawać nazwy odkrywanym miejscom. Dlatego też istnieją tu Wodospady Jana Pawła II czy Kanion Czekoladowy. Zresztą ich wyczyn został wpisany do Księgi Rekordów Guinnessa, a oni sami zostali zaproszeni na prywatną audiencję u Prezydenta Peru.

Kanion Colca ciągnie się na długości 120 km wzdłuż rzeki Rio Colca i oferuje turystom najpiękniejsze widoki w całych Andach. Co ciekawe, kanion ten jest prawie dwukrotnie głębszy od Wielkiego Kanionu Kolorado i wynosi 3200 m. p.p.m. Zaczął się tworzyć jakieś 10 mln lat temu… Tereny wokół kanionu były zajęte pierwotnie przez dwie społeczności: lud Cabanas oraz lud Collagus. Ci drudzy uważali się za synów jednego z wulkanów otaczającego kanion i na jego cześć nosili spiczaste czapki. Swoim dzieciom z kolei, obwiązywali głowy w taki sposób by rosły im na kształt stożka. Dopiero później ziemię przejęli Inkowie i to w bardzo sprytny sposób, a mianowicie zaczęli zakładać z tubylcami rodziny.

Przemierzamy drogę wzdłuż południowej krawędzi kanionu w kierunku najpopularniejszego punktu widokowego na trasie Cruz del Condor czyli Krzyż Kondorów. W czasach prekolumbijskich miejsce to było uważane za święte i składano tu ofiary bogom. Być może był to też powód, dla którego Hiszpanie postawili w tym miejscu krzyż.









Ponieważ byliśmy dość wcześnie to dzięki temu mieliśmy możliwość zobaczenia słynnych andyjskich kondorów.  Gdybyśmy byli 20 min. później to nic byśmy nie widzieli, bo odleciały w siną dal. Widoki na kanion są imponujące.

Po drodze do Puno przestajemy w miejscowości Maca, gdzie główna atrakcja oprócz barwnie ubranych tubylców jest kościółek indiański. Szybkie zakupy pamiątek i w drogę.








Następnie przejeżdżamy do miejscowości Puno położonej nad słynnym Jeziorem Titicaca. Miasto to zostało założone przez Hiszpanów w 1668 r. na dość sporej wysokości 3830 m. n. p.m. Jesteśmy już w miarę zaaklimatyzowani dlatego nie mamy póki co żadnych objawów związanych z chorobą wysokogórską. Przynajmniej ja nie mam.  Puno jest uważane za folklorystyczną stolicę Peru i chyba to stanowi jedyną atrakcję turystyczną tego miejsca. Oczywiście oprócz Jeziora Titicaca. Ponoć nie ma takiego drugiego miejsca na świecie. Jezioro to prawdziwe morze, żadne inne pasmo górskie nie ma tak dużego zbiornika wodnego na takiej wysokości. Inkowie, którzy dotarli w te rejony w XV w. uważali Jezioro za święte. To ponoć tutaj na boliwijskiej Wyspie Słońca narodziło się słońce. Wyspę odwiedzimy jutro, wszak będziemy przez jeden dzień podróżować po Boliwii. Teraz zmierzamy do centrum miasta… zgodnie z zasadą by trzymać się miejsc gdzie są ludzie, zwłaszcza po zmroku.


DZIEŃ 6 – 04.12.2020 r. - PUNO / COPACABANA (BOLIWIA) / WYSPY SŁOŃCA / PUNO

Po śniadaniu zmierzamy w kierunku granicy peruwiańsko-boliwijskiej. Wszak Puno to główne miejsce wypadowe do Boliwii. Po około dwóch godzinach jazdy docieramy do przygranicznej wioski Kasani. Swoje niestety musimy odstać i bez znaczenia jest fakt że jesteśmy grupą zorganizowaną. Czekać to czekać… Następnie załatwiamy wszystkie niezbędne formalności by przekroczyć granicę. W końcu, idąc na piechotkę znaleźliśmy się na boliwijskiej stronie wioski.

w drodze




Przejście graniczne Peru-Boliwia





Po wizycie w Migracion Kasani Bolivia i odstaniu w kolejce po pieczątkę w końcu jedziemy dalej, do Copacabany. Nazwa miasta przypuszczalnie pochodzi od imienia bóstwa płodności i urodzaju Kotakawany. Czczono go w miejscu, gdzie Hiszpanie wznieśli bazylikę. Obecnie miasto to jest centrum pielgrzymkowym. Turyści i miejscowi tłumnie odwiedzają to miejsce z uwagi na figurę Matki Boskiej Gromnicznej czy jak kto woli Matki Boskiej z Jeziora. Jest ona oficjalną patronką Boliwii. Oryginalna figura z 1582 r. nigdy nie opuszcza bazyliki, ponieważ według wierzeń wywołałoby to ogromną burzę, podczas której woda z jeziora zalałaby okoliczne tereny.
Ponieważ Copa, jak potocznie nazywa się miasto, jest mała, można swobodnie je przejść na piechotę. Tak też robimy. Dwa główne place to Plaza Sucre i Plaza 2 de Febrero. Następnie odwiedzamy wspomnianą powyżej bazylikę NMP z Copacabany. Niestety w środku nie można robić zdjęć. Taaa....


Bazylika NMP w Copacabanie




Idąc główną ulicą z centrum miasta, po chwili dochodzimy nad brzeg jeziora Titicaca. Znajduje się tu jedyna oficjalna plaża w Boliwii oraz przystań jednostek pływających. Pakujemy się na katamaran i zaczynamy rejs na Wyspę Słońca - Isla del Sol. O znaczeniu wyspy dla miejscowych może znaczyć spora liczba zachowanych tu inkaskich ruin. Zresztą wyspa dla tubylców do dnia dzisiejszego pozostała miejscem świętym.


Boliwia







Katamaran zatrzymuje się przy niewielkim podeście..  Po trzydziestu  minutach rejsu dopływamy do przystani Escalera del Inca czyli Schody Inków znajdującej się w największej wsi na wyspie Yumani.
Przy Schodach Inków znajdują się tarasy inkaskich ogrodów oraz Fontanna Fuente del Inca czyli tzw. źródło Inków będące naturalnym ujęciem, z którego poprowadzono kanały roprowadzajace wodę. Hiszpanie, kiedy podbili te tereny wierzyli, że jest to źródło młodości, a miejscowi z kolei twierdzą że każdy kto się napije tej wody od razu będzie potrafił posługiwać się swobodnie językiem hiszpańskim, keczua i ajmara. Pokonanie 200 schodów może się dla wielu wydawać niczym szczególnym. Jednak na tej wysokości powietrze jest już dużo rzadsze, a każdy nasz krok stanowi nie lada wyzwanie. Pniemy się powoli w górę, mijając dwie figury symbolizujące pierwszych Inków: Manco Capak i Mama Ocllo – protoplaści inkaskiej dynastii

Rejs na Wyspę Słońca







Odwiedzamy również prywatne ekskluzywne Muzeum Etnograficzne INTI WATA mieszczące się w podziemiach, a w zasadzie we wnętrzu zbocza góry. Znajdują się tu oprócz wielu eksponatów archeologicznych, ceramiki czy figurek inkaskich bóstw również pięknie wyszywane stroje ludowe.
Na zakończenie naszego pobytu na wyspie zostajemy zaproszeni do uczestnictwa w starożytnej ceremonii Kallawaya. Szaman w skupieniu zaczyna swą modlitwę, której celem jest uzdrowienie i wywołanie dobrego samopoczucia wśród zgromadzonych.




Muzeum Etnograficzne






Po tej dawce uzdrawiających rytuałów wracamy na katamaran. Ale dowiezie nas na niego łodzią z totory. Jak za czasów inkaskich.

Jako, że mamy porę obiadową czeka na nas już posiłek na katamaranie...





Po godzinnym rejsie wysiadamy w Copacabanie, a stamtąd ruszamy w kierunku granicy. Nasz dzień w Boliwii dobiega końca. Do hotelu w Puno docieramy około 18.00. Mamy mnóstwo czasu na samodzielną eksplorację tego miejsca.


DZIEŃ 7 –  05.12.2019 - CUSCO

Szybkie śniadanie i wyruszamy do krainy Inków. Region ten oferuje turystom niesamowite pejzaże, jedne z najbardziej znanych stanowisk archeologicznych na świecie oraz fascynującą kulturę.

w drodze













Cusco to taki nasz Kraków, nawet Hiszpanie tak byli oczarowani tym miejscem, że zamiast zburzyć inkasie budowle, postawili obok nich własne. Jedynie zastąpili pałace swoimi własnymi. Tak powstała niesamowita mieszanka różnych stylów. Nazwa tego miasta w języku keczua oznacza „pępek świata”.

Na uwagę zasługuje rozplanowanie przestrzenne inkaskiej stolicy. Inkowie mieli bowiem zwyczaj budowania miast na planie przypominającym kształt zwierząt czy gwiezdnych konstelacji. I tak na przykład Machu Picchu przypomina  góry konstelację Kondora, Pisac – kuropatwy andyjskiej, a Cusco to gotowa do skoku puma.

Jak głosi inkaska legenda w XII wieku po ziemi wędrowały dzieci boga słońca Inti, które w najpiękniejszym miejscach miały wbijać złotą tyczkę. I to właśnie w Cusco weszła ona najgłębiej w ziemie. Decyzja o miejscu na założenie swojej stolicy wydawała się więc Inkom oczywista. W 1983 r. całe miasto zostało wpisane na Listę UNESCO.

Przechadzamy się zatem po zabytkowym centrum, gdzie na każdym kroku widać ślady inkaskich budowli. Całe życie Cusco skupia się wkoło placu Plaza de Armas. Kiedyś, za czasów Inków odbywały się na nim rytualne obrzędy. Teraz tętni na nim życie, a mieszkańcy chętnie spędzają tu każdą wolną chwilę.

Najważniejszą kolonialną budowlą w Cusco jest Katedra - La Catedral. Jej budowę rozpoczęto w XVI w. Jej wnętrze stanowi prawdziwy skarbiec sztuki sakralnej ociekający srebrem i złotem.  Najbardziej znanym dziełem, które się tu znajduje jest Ostatnia Wieczerza Marcosa Zapaty. Na talerzu w roli dania glownego.. swinka morska.Zresztą sam ołtarz wykonany ze srebra zwraca naszą uwagę.






Następnie przechodzimy do jezuickiego kościoła Iglesia de la Campania de Jesus.  Powstał on w XVI w. w miejscu pałacu inkaskiego z zamiarem przyćmienia katedry, ale wnętrze ma uboższe niż konkurencyjna budowla. Zaglądamy również do kościoła El Triunfo, pierwszego chrześcijańskiego kościoła w Cusco.








Wieczorem udajemy się na kolację z folklorem w tle.


DZIEŃ 8 – 06.12.2019 - MACHU PICHCU / CUSCO

W końcu nastaje ten długo wyczekiwany dzień. Największa atrakcja turystyczna Ameryki Południowej wpisana na listę nowych siedmiu cudów świata – Machu Pichcu, nie będzie już tylko marzeniem. To jeden z najpiękniejszych widoków na świecie - zagubione miasto Inków.

Po wczesnym śniadaniu podjeżdżamy do miejscowości Ollantaytambo skąd odjeżdża nasz pociąg do Aguas Calientes położonego u stóp Machu Picchu miasta, do którego nigdy nie dotarli hiszpańscy konkwistadorzy.

Zanim jednak wsiądziemy do pociągu postanawiamy odwiedzić okoliczna twierdzę.

w drodze..



















Inkasie miasto powstało w XV w. za panowania Pachcuteca. Było one ważnym ośrodkiem religijnym i gospodarczym,  a przede wszystkim było świetną twierdzą. Wybudowane na wysokości ok. 2400 metrów n.p.m. na przełęczy pomiędzy Cerro Wayna Picchu a Cerro Machu Picchu. Dokładne przeznaczenie miasta nie jest do końca poznane, większość to domysły i przypuszczenia. Inkaska historia tego miejsca trwała zaledwie 100 lat. Opuszczono je w drugiej połowie XVI w. z nieznanych przyczyn. I znowu naukowcy wysuwają przeróżne domysły i hipotezy. Najbardziej prawdopodobna jest ta o epidemii ospy lub o braku środków na utrzymanie tak dużego miasta w tak trudnym terenie. Dzięki temu, że miasta nie znaleźli Hiszpanie Machu Picchu zostało uchronione przed dewastacją i wznoszenia kościołów na inkaskich budowlach. Do XX wieku miasto Inków było zapomniane dla świata, choć nie dla Peruwiańczyków. W 1911 roku wyprawa archeologiczna Hirama Binghama ponownie odkrywa Machu Picchu.


Nasze zwiedzanie kompleksu rozpoczynamy od domu strażnika, z którego rozciąga się panoramiczny widok na całe miasto. Następnie podchodzimy do Świątyni Słońca, dość charakterystycznego budynku z uwagi na owalny kształt. Było to miejsce składania ofiar i obserwatorium astronomiczne zarazem. Do tej świątyni przylega dom strażnika fontanny i pałac księżniczki, a poniżej znajduje się królewski grobowiec z ołtarzem symbolizującym trzy światy Inków: podziemie, ziemie i niebo.

Idziemy dalej w kierunku Świętego Placu otoczonego trzema budynkami sakralnymi. Mamy zatem Dom Najwyższego Kapłana, Główną Świątynię oraz Świątynię Trzech Okien.










Na kolejnym wzniesieniu odnajdujemy Intihuatane czyli kamień z rzeźbioną kolumną, dzięki któremu Inkowie mogli dokładnie ustalać daty przesileń niezbędne do uprawy roli. Jest to jeden z nielicznych zachowanych kamieni w Peru, którego nie zniszczyli Hiszpanie. Schodząc poniżej dochodzimy do zabudowań mieszkalnych i kompleksu więziennego. Dalej znajduje się Świątynia Kondora. Nie spiesząc się zbytnio, pociąg powrotny odjeżdża dopiero o 19.00, kierujemy się do wyjścia.




















W drodze powrotnej do Cusco udaje się nam przysłowiowym "rzutem na taśmę" załatwić z lokalnym biurem podróży wyjazd w dniu jutrzejszym w Tęczowe Góry - drugą po Machu Picchu atrakcję tych okolic... Lepiej ten dzień nie mógł się zakończyć...


DZIEŃ 9 – 07.12.2019 - VINICUNCA / CUSCO

Tęczowe góry... Już sama nazwa rozpala wyobraźnię... Vinicunca inaczej nazywana górą siedmiu kolorów to kolejna po Machu Picchu najważniejsza atrakcja turystyczna w kraju. Swoje niezwykłe kolory zawdzięcza różnym minerałom i substancjom zawartym w skale m.in. związkom siarki, żelaza, magnezu.

Najwyższy punkt podczas tego naszego jednodniowego trekkingu znajduje się na wysokości 5200m n.p.m.. Ważne zatem by zadbać o odpowiednią aklimatyzację. Jesteśmy już w Peru kilka dni na wysokościach więc liczymy że to wystarczy. Sam szlak nie powinien stwarzać trudności technicznych, nawet mniej doświadczonym w górskich wędrówkach turystom. Główna jego trudność polega na przebywaniu na dużych wysokościach.
Punktualnie o 3,00 nad ranem spod hotelu w Cusco odbiera nas bus. W sumie ekipa nasza liczy 10 osób w większości sami Amerykanie, jeden Hiszpan i dwóch Francuzów.
Przejazd do Quesoyuni, czyli punktu rozpoczęcia trekkingu, trwa około 3 godziny. Spokojnie więc można poświęcić ten czas na "dospanie"przynajmniej przez pierwsze dwie godziny jazdy po asfalcie. Później droga zamienia się w szutrową, mocno wyboistą ale z za to z pięknymi widokami. Zatrzymujemy się na śniadanie, które jest wliczone w cenę. Nasi współtowarzysze zaczynają odczuwać pierwsze niedogodności związane z nabieraniem wysokości.




Po śniadaniu nasz anglojęzyczny przewodnik zapoznaje nas z zasadami obowiązującymi na szlaku, umawiamy się również na godzinę o której musimy się stawić z powrotem na parkingu. Z tego miejsca do pokonania mamy trasę około 6 km. Szlak lekko pnie się do góry, najbardziej strome jest podejście pod samym szczytem.










Po dwugodzinnym marszu, na tej wysokości człowiek szybciej się męczy, stajemy na punkcie widokowym. Przed nami kolorowy grzbiet tęczowych gór... Niestety połowa góry przysypana jest śniegiem, ale nie przeszkadza to w podziwianiu walorów tego miejsca. Niesamowite przeżycie!

















Tracimy rachubę czasu tak zauroczeni tym miejscem, a przecież musimy wrócić na parking na umówiona godzinę... Kierowca jest lekko poirytowany bo musiał czekać nie tylko na nas, ale i na mocno spóźnionych amerykańskich turystów.

O 19.00 wysiadamy na placu głównym w Cusco. Mimo zmęczenia odwiedzam okoliczne sklepiki w poszukiwaniu oryginalnych pamiątek.

Zasypiamy dzisiaj wyjątkowo szybko.


DZIEŃ 10 – 08.12.2019 - LIMA

Zaraz po śniadaniu udajemy się na lotnisko w Cusco. Stąd mamy przelot liniami wewnętrznymi do Limy.Cała odprawa i podróż poszła wyjątkowo sprawnie i bez opóźnień, dlatego już przed południem możemy zwiedzać peruwiańską stolicę.

Stolica kraju leży w środkowej części wybrzeża  Oceanu Spokojnego.  Tak naprawę miasto założyli Hiszpanie ze słynnym Francisco Pizzaro na czele w 1535 roku.. Wcześniej tereny te nie rozwijały się prężnie.  Pierwotnie nazwano je Ciudad de los Reyes, czyli „Miasto Królów”.  Pomimo wielokrotnych zniszczeń spowodowanych trzęsieniami ziemi, miasto jest głównym ośrodkiem przemysłowym, handlowym, finansowym, kulturalnym i naukowym kraju. Zresztą Góry w Peru i całe wybrzeże zaliczane są do terenów o największej na świecie aktywności sejsmicznej. Wynika to z ich położenia na styku dwóch płyt tektonicznych: południowoamerykańskiej pod kontynentem i Nazca pod Oceanem Spokojnym.  Praktycznie codziennie zdarzają się tu niegroźne wstrząsy skorupy ziemskiej. Największe trzęsienie ziemi podczas którego zginęło 80 tys. osób miało miejsce w 1970 r.
Z uwagi na wspaniałe zabytki z okresu baroku hiszpańskiego Lima została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Starówka peruwiańskiej stolicy Centro Historico może poszczycić się największą ilością zabytków w mieście.
  
Przechodzimy zatem wolnym krokiem do Plaza Mayor znanym jako Plaza de Armas tj. Plac Broni. Stąd już niedaleko do Katedry , w której znajduje się miejsce pochówku konkwistadora Imperium Inków Franciszka Pizzaro. Najcenniejszym zabytkiem w świątyni są XVII wieczne stalle czyli dzieło Hiszpana Pedra de Nouguery jako przykład rokokowej rzeźby.
Kolejnym Pałacem na liście do zwiedzenia jest Pałac Arcybiskupi. Jego wnętrze jest bogato zdobione marmurami oraz francuskimi witrażami.

















Jednym z największych budynków na Plaza Mayor jest Pałac Prezydencki pilnie strzeżony przez uzbrojonych strażników. Pierwotnie w tym miejscu stała siedziba Pizzara. Niestety pałacu nie można zwiedzać od środka. Nieopodal za to mieści się budynek ratusza. Powstał w XX wieku w miejscu dawnego budynku władz miejskich. Jeszcze wcześniej w tym miejscu odbywały się procesy inkwizycyjne.
Zanim pójdziemy na obiad zaglądamy do Klasztoru Franciszkanów, który stanowi najlepiej zachowany zespół architektury sakralnej w całym kraju. Najciekawsze znajduje się pod ziemią… katakumby. Artystycznie ułożone czaszki, piszczel i inne ludzkie szczątki, należące do mniej więcej 70 tys. osób.












 
Na zakończenie dnia… długo wyczekiwane przeze mnie Muzeum Larco Herrera z największymi zbiorami sztuki prekolumbijskiej. Zgromadzono tu ponad 50 tysięcy przedmiotów ceramicznych należących do różnych kultur czy bogatą kolekcję przedmiotów ze srebra i złota. siłą będą musieli mnie stąd wyciągać!








 A wieczorem... plaża...


DZIEŃ 11 – 09.12.2019 - LIMA / WARSZAWA

I nastał dzień powrotu do domu... Po śniadaniu wybieramy się na ostatnie zakupy pamiątek, a przede wszystkim nad Pacyfik. nie wiadomo kiedy przyjdzie się nam ponownie w nim zamoczyć.









Późnym popołudniem meldujemy się na lotnisku... Przed nami kolejna ponad dwudziestogodzinna podróż - tym razem przez Holandię...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz